lowiczanin.info – Łowicz. Burmistrz Krzysztof Kaliński mówi po czterech kadencjach: To nie jest łatwa praca

To była cała epoka. Dzieci a nawet młodzież w Łowiczu nie pamiętają innego burmistrza niż Krzysztof Kaliński. Co zostawia po sobie? Jak ocenia minionych ponad 17 lat u władzy? Z czego jest dumny, a jak odpowiada na zarzuty? Na co zwróci uwagę następcy, ktokolwiek nim będzie? Z burmistrzem Łowicza rozmawia Wojciech Waligórski.

Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

Nie kandyduje Pan już na stanowisko burmistrza, co oznacza, że ustępuje Pan po więcej niż 17 latach sprawowania władzy, ale jednocześnie jest to już 44 rok Pańskiej pracy zawodowej. O czym bardziej się myśli w takiej chwili: o tych 17 latach w ratuszu czy spogląda się na całość?

 Spogląda się na całość. Moim pierwszym powołaniem była szkoła i myślałem, że zawsze będę nauczycielem. Po wieczorze wyborczym w 2006 roku, gdy wróciłem do domu, to uścisnąłem żonę i powiedziałem, że będę chciał przepracować dobrze te cztery lata, a potem wrócić do szkoły. Pan Wojciech Marjański, żołnierz Armii Krajowej, który mnie gorąco namawiał na kandydowanie, powiedział mi wtedy: Krzysiek, ile lat pracowałeś w szkole? Odpowiedziałem, że 26 – a on na to: Wystarczy. Teraz przynajmniej cztery lata dla miasta popracuj. Więc w tych 44 latach jest i szkoła i urząd i przed tym 4 lata na stanowisku przewodniczącego Rady Miejskiej. Łącznie prawie 22 lata pracy samorządowej.

 To jest cała epoka. W jakim nastroju Pan ją kończy? Dominuje satysfakcja czy zmęczenie? Gorycz, żal, radość?

 Pozytywne nastroje. Na pewno jest się czasem zmęczonym, redaktorzy powiedzieli mi kiedyś, że jestem obecny na 97% wydarzeń dziejących się w mieście. Chodzę na nie, bo jestem zapraszany. Ale nad zmęczeniem przeważa satysfakcja z tego, co się w mieście wydarzyło, co osiągnęliśmy wspólnie, z moim zastępcą zawsze lojalnym i bardzo pomocnym Bogusławem Bończakiem, naczelnikami wydziałów w urzędzie i dyrektorami podległych instytucji. I radość: gdy jadę wiaduktem, to nie mogę się nacieszyć, że on jest. I gdy mijam inne miejsca, w których miasto się zmieniło, to mam ogromną radość.

Ale nie chodzi tu tylko o inwestycje, ale i o niematerialne wydarzenia, do których się przyczyniłem.

 Na przykład?

 Boże Ciało wpisane na listę światowego dziedzictwa niematerialnego UNESCO, wizyta ponad 80 ambasadorów z żonami, których tu w ratuszu przyjąłem i oprowadziłem po katedrze w 2016 roku, wizyta następcy tronu Japonii w czerwcu 2019 roku… To także Pomnik Pamięci na Błoniach czy tablice poświęcone Żołnierzom Wyklętym czy Armii Krajowej, to wyjazdy na Powązki w rocznicę katastrofy smoleńskiej, to inne rocznice, które upamiętniamy, jak 1 sierpnia, 1 września, 8 marca, to spokojne rozwiązanie konfliktu w sprawie placu na Górkach z przeniesieniem krzyża na cmentarz św. Ducha.

Powodem do satysfakcji jest też współpraca z twórcami ludowymi. Przecież jeszcze pod koniec lat 90. folklor był trochę obciachem, niektórzy się nawet wstydzili ubierać dzieci w stroje ludowe do procesji. Myślę, że tymi projektami, które realizowaliśmy, wpłynęliśmy na zmianę wizerunku łowickości, Księstwa Łowickiego. Bardzo dużą rolę w tym odegrał też Kościół zachęcając rodziców, by w strojach łowickich przystępowały do I Komunii świętej.

Przyjęliśmy 18 rodzin repatriantów z Kazachstanu i rodzinę z Mariupola.

Wreszcie pomoc społeczna i materialna dla Ukraińców. Już w sobotę, w drugim dniu po agresji na Ukrainę, zbieraliśmy w Łowiczu dary, a budynek przy Kaliskiej 5, za zakup którego byłem wcześniej krytykowany, okazał się bardzo przydatny i do tej pory był już i jest nadal domem dla kilkudziesięciu osób, łącznie skorzystało ze schronienia w tym miejscu ponad 300 uchodźców.

Myślę, że sukcesem było też przejście suchą nogą przez kryzysy, w tym pandemiczny: jako pierwsi w województwie wprowadziliśmy dowożenie maseczek dla mieszkańców. Otrzymaliśmy przecież potem milion złotych za pomoc w szczepieniach. 500 tysięcy z tego przekazaliśmy szpitalowi na nową pracownię rentgenowską.

W ciągu tych ponad 17 lat przyjąłem tutaj, w ratuszu, około 8 tysięcy mieszkańców, a podczas 15 lat spotkań z mieszkańcami drugie tyle.

Myślę też, że zawsze byłem otwarty na media, zawsze odpowiadałem na telefony. I otwarty na mieszkańców: obliczyłem, że w ciągu tych ponad 17 lat przyjąłem tutaj, w ratuszu, około 8 tysięcy mieszkańców, a podczas 15 lat spotkań z mieszkańcami drugie tyle. Niektóre z tych spotkań były bardzo trudne, ale trzeba było je wytrzymać, bo okazywało się na koniec tych spotkań, że osoby, które dosyć mocno i krytycznie się wypowiadały, przychodziły podać rękę, przeprosić, a nawet powiedzieć: Niech się pan nie martwi, ja i tak będę na Pana głosował, cieszę się, że mogę powiedzieć prawdę, skrytykować i że się Pan nie obraża.

To dawało możliwość poznania potrzeb, poznania ludzi, poznania co jest na danym osiedlu najważniejsze, czego ludzie chcą.

 Było to kilka kadencji u władzy, w kolejnych wyborach popierały Pana różne siły, startował Pan w bardzo różnych konfiguracjach. W ostatnich wyborach był to komitet Łączy nas Łowicz. Teraz już, w wyborach do Rady Powiatu, w których zamierza Pan wystartować, nie jest to już ten komitet. Dlaczego?

 W 2002 roku, gdy po raz pierwszy zostałem radnym i przewodniczącym rady, startowałem właściwie z Platformy. W 2006 roku z własnego komitetu, zresztą zawsze to był komitet Krzysztofa Jana Kalińskiego, ale wtedy popierany przez Platformę, przez PiS, przez Samoobronę i przez Forum Młodych Łowiczan. W wyborach 2010 i 2014 byłem popierany przez PiS, a w 2018 roku przez komitet Łączy nas Łowicz. A teraz kandyduję na radnego powiatowego z Koalicji Ziemi Łowickiej.

 Ale dlaczego nie z Łączy nas Łowicz?

 Ponad dwa lata temu stowarzyszenie Łączy nas Łowicz odeszło ode mnie, co było powszechnie znanym faktem, w prasie pisaliście o tym, że zrywa z burmistrzem, że odchodzi. To jest powód.

 Ogłosili zerwanie z Panem, ogłosili to, ale nie odeszli z ratusza. A dlaczego Pan ich nie wyrzucił? Młodzi by powiedzieli, że to słabe: ktoś zrywa, ale nie odchodzi, profity zachowuje. Dlaczego jednak Pan z tymi ludźmi nadal współpracował? 

Byli naczelnikami i pracownikami urzędu. Uznałem, że powinienem zareagować spokojnie, chociaż wiele osób mnie wręcz namawiało, by zareagować bardzo konkretnie. Może lubię spokój?… A też  wielu osobom sporo zawdzięczałem. Chociaż mógłbym  też podjąć inne decyzje…

 Co spowodowało, że trzymając nas przez kilka miesięcy w niepewności, ostatecznie nie zdecydował się Pan kandydować na burmistrza kolejny raz. Prawo tego nie zabraniało. A decyzja o kandydowaniu do powiatu wskazuje, że z życia samorządowego nie chce się Pan wycofać, zresztą z tym doświadczeniem byłoby szkoda. Dlaczego więc nie na burmistrza, skoro są osoby, które uważają, że co najmniej drugą turę miałby Pan w kieszeni, gdyby tylko Pan chciał startować?

 Wiele osób też tak mi mówiło, szczególnie teraz. Ale dzieci w szkołach a nawet i młodzież, która jest już na studiach, nie pamiętają już innego burmistrza. Dla mnie najsympatyczniejszą sytuacją jest, gdy mnie prawie wszyscy w mieście znają, krępujące jest dla mnie gdy starsi ode mnie uchylają czapki, staram się te starsze osoby zawsze wyprzedzić z pozdrowieniem Dzień dobry… – ale myślę, że to jest już wystarczająco dużo czasu jak na jednego burmistrza.

Myślę, że tyle lat już wystarczy, że potrzebne jest nowe, inne spojrzenie na miasto.

Gdy kandydowałem do drugiej kadencji bliskie mi osoby mówiły, że będę miał rekord, bo zostanę wybrany na dwie kadencje w powszechnych wyborach – bo Ryszard Budzałek, mój poprzednik, był wybrany na pierwszą kadencję przez radę, dopiero na drugą w powszechnych. W 2014 znowu mi mówiono, że to będzie rekord, ostatecznie skończyło się na czterech kadencjach. Myślę, że tyle lat już wystarczy, że potrzebne jest nowe, inne spojrzenie na miasto.

 Koalicja Ziemi Łowickiej  to jest to środowisko, które w poprzednich wyborach zdobyło 3 mandaty w Radzie Powiatu, ale te trzy decydujące. Teraz znowu możecie być języczkiem u wagi. Wyobraża sobie Pan siebie jako wicestarostę?

 Nie chcę mówić w tej chwili o stanowiskach, absolutnie. Bardzo się cieszę, że Pan zauważył, że trochę szkoda byłoby mojej wiedzy i praktyki samorządowej. Ja się resetuję fizycznie pracując u brata na wsi na gospodarce, ale faktycznie, mogę już przejść na emeryturę i sporo czasu będę miał. Związałem się z Koalicją Ziemi Łowickiej ponieważ nie łączą mnie tu żadne zaszłości, a są w niej osoby, do których mam ogromne zaufanie. Jest tam Janusz Michalak, który w tej trudnej kadencji bardzo wiele mi pomagał, jest pan Piotr Malczyk, z którym jako wicestarostą miałem dobrą współpracę, jest pani dyrektor szpitala Urszula Kapusta-Tymoshchuk, jest nasza kandydatka na burmistrza Justyna Domińczak, jest radny Dariusz Dzik, Władysław Michalak, Mieczysław Szymajda, Tadeusz Kozioł i inne osoby, z którymi mnie łączą wspomnienia dobrej współpracy.

 Wspominał Pan o sukcesach. Co stało u źródeł tego, że coś się udało?

 Wydatkowałem na urzędzie przez te 17 lat ponad 2 miliardy złotych, w tym za 400 milionów inwestycji. Bardzo mi pomogli w tym pracownicy urzędu, do których miałem i mam zaufanie. Zawsze brałem na siebie odpowiedzialność, ale…

 Zależy mi na ukonkretnieniu. Bo często się mówi, że urzędnicy, że profesjonalny urząd… – ale przecież to nie jest tak, że wszystkie komórki w ratuszu są jednakowo obciążone tą pracą. Które wydziały brały na siebie największą odpowiedzialność?

 Wszystkie wydziały z pracownikami. Wszyscy naczelnicy i wszyscy dyrektorzy jednostek podległych. Jedni przy rozliczeniach finansowych, jak państwo skarbnicy, panie sekretarz i panie prawniczki przy opiniach prawnych, organizacji pracy urzędu, drudzy przy inwestycjach, pozyskiwaniu środków unijnych i krajowych, sprawach komunalnych, obywatelskich, mieszkaniowych, kultury, sportu, współpracy z organizacjami i innych.

Każdy z wydziałów jest istotny, każdy ma coś do wykonania.

 Wrócę jednak do pytania o źródło sukcesu. Co sprawiało, że wiedział Pan, iż o jakąś sprawę należy walczyć? Na przykład co sprawiło, że wywalczył Pan decyzję, że przy modernizacji trasy kolejowej Warszawa – Poznań będzie jednak budowany w Łowiczu wiadukt? Tylko trzy wiadukty zostały ujęte w tym projekcie.

 A tylko dwa zbudowano, bo w Kole powiat z miastem się nie porozumiały w sprawie dróg, które miały do niego prowadzić…

Chyba trochę się pochwalę w tym miejscu: Ja jestem uparty. Szukam rozwiązania, jeżeli nie to, to następne, szukam dodatkowego wyjścia. Gdy w czerwcu ubiegłego roku kończyliśmy projekt modernizacji oczyszczalni, to jeden z wykonawców powiedział mi, że po tak wielu przejściach, jakie mieliśmy z oczyszczalnią – a on sytuację znał – to on wie, że na moim miejscu wielu samorządowców dałoby sobie spokój. – Burmistrzu, podziwiam pana, że panu się chciało walczyć i chce nadal – powiedział.

Ja w drugiej kadencji miałem takie hasło, które powtarzałem od czasu do czasu: Nie poddawać się. W trzeciej i czwartej brzmiało już ono : Wytrzymać i nie poddawać się. Bo było wiele trudnych spraw, które trzeba było dokończyć. Może moje chłopskie pochodzenie okazało się bardzo pozytywną częścią mojego charakteru: że to a to trzeba zrobić, że po prostu trzeba wytrzymać, szukać innego rozwiązania.

Może moje chłopskie pochodzenie okazało się bardzo pozytywną częścią mojego charakteru: że to a to trzeba zrobić, że po prostu trzeba wytrzymać

Był taki moment, gdy wydawało się, że wiaduktu nie będzie. 25 stycznia 2015 roku pojechaliśmy dużą ekipą do PKP-PLK w Poznaniu. Prowadziliśmy tam trudne rozmowy, oni chcieli, byśmy finansowali sam wiadukt – już nie drogi dojazdowe do niego, które i tak musiały być po naszej stronie – ale sam wiadukt, w większym procencie. Ja w pewnym momencie poprosiłem o przerwę, wyszliśmy wszyscy, było nas 5 osób, do innego pokoju, po jakimś czasie wróciliśmy – i skruszeli. Bali się, że zerwiemy rozmowy i wiaduktu nie będzie. Przyszliśmy z konkretnym żądaniem, żeby to nie było więcej niż 25%. To było co najmniej kilka milionów złotych różnicy.

 A przeszkody w drodze do tego, co się udało? Co było najtrudniejsze? Opór biurokratycznej machiny? Czy przekonywanie radnych? Inne zdarzenia?

 Najtrudniejszy był dla mnie 14 maja 2018 roku. Chodziło o dostarczenie gwarancji zapłaty firmie w Krakowie, która wygrała pierwszy przetarg na oczyszczalnię. Tylko obaj z panem skarbnikiem Arkadiuszem Podsędkiem wiemy co to było, gdy siedzieliśmy i nie daliśmy się usunąć z siedziby firmy, bo od nas nie chciano tych gwarancji przyjąć, bo wytrącała ona tym ludziom z ręki argumenty do żądania od nas kar, które byłyby następstwem uknutej intrygi – w tej sprawie procesujemy się z tą firmą do tej pory. Gdybyśmy tej gwarancji nie dostarczyli, groziło miastu 10% wartości kontraktu, a ten opiewał na 74.5 miliona złotych.

 Nie chciano tego dokumentu przyjąć…

 Nie chcieli nas wpuścić do sekretariatu. Wtedy zadzwoniłem do komendanta policji w Łowiczu, który akurat był na urlopie, ale od razu odebrał, z prośbą: – Niech mi Pan przyśle patrol policji krakowskiej pod odpowiedni adres… Poskutkowało, przyjęli te gwarancje, podpisali.

I drugi trudny moment:  30 sierpnia 2018 roku, wtedy część radnych wystąpiła przeciwko nam gdy przedstawiciele tej firmy przyjechali na sesję rady i próbowali mnie obciążyć winą za zerwanie tej umowy. Ale wtedy też zareagowaliśmy błyskawicznie, wraz z Januszem Michalakiem i Robertem Obermanem zadzwoniliśmy do Koła, bo ta firma twierdziła, że w Kole prowadzi budowę podobnej oczyszczalni, a okazało się, że w Kole nic nie zrobili. Pracownicy urzędu na drugi dzień mi gratulowali i wtedy właśnie zapadła decyzja, że będę kolejny raz kandydował, bo po wcześniejszym, wspomnianym 14 maja nie wyobrażałem sobie, że można jeszcze takie sytuacje przeżyć. Podobnego szacunku i wyrazów zaufania, jakimi mnie wtedy  po tej sesji obdarzyli pracownicy, to nigdy wcześniej nie zaznałem.

Trudnych sytuacji było więcej. Na przykład ja przez miesiąc chodziłem i spałem z myślą o przetargu na most, ten, którego budowa zbliża się teraz do końca. Bo unieważniłem pierwszy przetarg po tym, jak firma, ta która teraz buduje, spóźniła się ze złożeniem dokumentów o dwie minuty, a wiedziałem, że miała bardzo dobre referencje. Cały miesiąc czekałem co będzie, a wtedy w przetargach kwoty szybko wzrastały. Nie mogłem mieć pewności, że ta firma w przetargu wystartuje… Wystartowała i bardzo się wszyscy cieszymy z tego jak pracuje, ale miesiąc trwało zanim odetchnąłem. Ale tak to jest: podejmuje się decyzje i trzeba za nie odpowiadać.

 A porażki? Które były najdotkliwsze?

 Pierwsza to tunel pod torami w ul. Mostowej. Myślę, że miasto mogło ten tunel zrobić. Nawet wtedy, gdy Rada Miejska zdjęła już środki z budżetu na ten cel, to my z Grzegorzem Pełką byliśmy w PKP i to w różnych instytucjach, prosząc o porozumienie na przyszłość. I jestem przekonany, że budowa tego tunelu była w zasięgu naszych możliwości, choć przy jeszcze większym zadłużeniu. Należałoby szukać środków na zewnątrz, czy z Polskiego Ładu czy ze środków unijnych, może przesunąłby się w czasie most, a tunel byłby pierwszy, ale należało to robić.

 Trudno jednak tu mówić o Pańskiej porażce, bo to była jednak decyzja Rady.

 Ja jednak widocznie nie umiałem radnych przekonać. W każdym razie jest to rzecz, która nam, miastu, się nie udała.

 Co jeszcze się nie udało?

 Za mało zrobiliśmy na Starym Rynku. Rewitalizację tego obszaru zaczęliśmy, powstały ulice Wegnera czy Aptekarska, odnowiliśmy budynek ratusza, kamienicę miejską, tę z Cepelią, wcześniej wspólnie z parafią zrobiliśmy rewitalizację katedry wraz z budową parku na Błoniach. No ale więcej się nie dało. Nie wszystko można było zrobić.

A rozwój przestrzenny miasta? Kilkakrotnie w wywiadach, w różnych latach, pytałem o to, Pan zawsze mówił, że damy radę, zrobimy – ale Łowicz do tej pory nie ma kompleksowej, dużej oferty terenów pod inwestycje. Czy nie uważa Pan, że przez 17 lat należało jednak taką ofertę stworzyć?

 W studium zagospodarowania przestrzennego przeznaczyliśmy dużo obszarów na ten cel, głównie na obszarach działek prywatnych. Ja obronię się tym, że już w 2008 roku uruchomiliśmy specjalną strefę ekonomiczną i tam powstały nowe zakłady.

 Tak, ale nie ma tego wyjścia dalej.

 Mamy takie tereny, o powierzchni do 10 ha, i przy ul. Małszyce i przy Uchance i przy Strzelczewskiej.

 Ale to nie jest taka skala, o jaką chodzi.

 Nie jest. Ale będę się bronił dobrą współpracą z tymi zakładami, które już u nas są.

 A porażka, o której Pan powie, patrząc uczciwie na siebie, że to, ja, Kaliński, nie dałem rady, że to moja wina?

 Zawsze podejmowałem decyzje nie sam tylko, ale z pracownikami, naczelnikami, dyrektorami… Żeby to było tylko moje? Nie wiem…  Ja odpowiadam za decyzje, nigdy tej odpowiedzialności nie zrzucałem na pracowników. Gdy mówiłem o sukcesach, to zawsze wskazywałem, że pozyskaliśmy, wybudowaliśmy… A porażki zwykle brałem na siebie, choć nie zawsze one były zawinione tylko przeze mnie.

 Niektórzy kandydaci na burmistrza już ten zarzut formułują i on faktycznie jest przez część mieszkańców wysuwany: że miasto w stosunku do innych okolicznych zostaje w tyle. Że tę różnicę po prostu widać. Łowicz wygląda na zaniedbany, choć nie wygląda na opustoszały. Jest ruch, jest życie, ale w stosunku do innych miasto wygląda źle.

 Absolutnie się z tym nie zgodzę. Skierniewice: tak. Dużo bliżej Warszawy i z potencjałem dawnego ośrodka wojewódzkiego, rozwijają się dobrze. Ale Kutno, w którym mieszkańców ubywa szybciej jeszcze niż u nas, mimo tylu nowych zakładów, które tam powstały? Też ma miejsca bardzo zaniedbane, w centrum. Sochaczew podobnie. Nikt w okolicy nie ma zapewnionej wody na 50 lat do przodu i tak nowoczesnej oczyszczalni ścieków za 95 milionów złotych. W Łowiczu mamy zapewnioną podstawową infrastrukturę, także drogową – i teraz można się brać za upiększanie centrum. W Skierniewicach latem dowożono beczkowozami wodę, a my mieliśmy mgiełkę wodną na Nowym Rynku…

Odwiert geotermalny, który już zaczęliśmy budować…

 No, Sochaczew był tu też pierwszy, ze dwa lata do przodu przed nami.

 Tylko dlatego, że wcześniej pozyskali, z innego rozdania, środki na ten odwiert. Ja uważam, że jest to ogromna nadzieja dla Łowicza. Za kilka lat nie tylko ogrzejemy większość miasta wodą termalną, ale i zaczniemy przyciągać tu ludzi na baseny geotermalne.

 Tej szansy nikt przy zdrowych zmysłach nie neguje. Właściwie mógł to Pan wymienić na początku, bo z perspektywy lat to właśnie może się okazać największym, najbardziej brzemiennym w skutki, Pańskim sukcesem. Ale: dużo tu mówimy o inwestycjach. Co jest ważniejsze przy sprawowaniu funkcji burmistrza: napędzanie gospodarczego rozwoju, czy też staranie o to, by być „ojcem miasta”, który z ludźmi rozmawia, spotka się z nimi, stara się zaradzić problemom?

 Nie można powiedzieć, że jedno jest ważniejsze, a drugie nie. Przeprowadziliście Państwo niedawno sondę na ulicach, w której pewien mężczyzna wypowiedział się, że chciałby, żeby miasto tak się rozwijało jak teraz: normalnie, stopniowo i w jakimś określonym porządku. I najbardziej się ucieszyłem, że mnie tam wychwalił za walkę o obwodnicę. Bo był taki moment, gdy masowe były protesty: „Nie dla obwodnicy burmistrza”. Obaj z naczelnikiem Pełką czuliśmy się wtedy osamotnieni, niezrozumiani, że nie robimy tego dla siebie. Ja jednak wychodziłem wtedy do demonstrujących, zapraszałem ich tu do ratusza, rozmawiałem. Bo, jak mówiłem: Nie poddawać się…

W tej chwili mamy zebranych ponad 800 podpisów za wariantem A 1 obwodnicy. Cieszę się ogromnie ze zrozumienia mieszkańców Łowicza, którego te podpisy są świadectwem. Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, by obawy, które obwodnica budziła rozproszyć, by zminimalizować jej uciążliwość – a jednak doprowadzić do jej budowy, bo jest potrzebna. A tak ją wytyczyliśmy, że żadna właściwie nieruchomość nie będzie wyburzana.

Ja uważam, że odwiert geotermalny to ogromna nadzieja dla Łowicza. Za kilka lat nie tylko ogrzejemy większość miasta wodą termalną, ale i zaczniemy przyciągać tu ludzi na baseny geotermalne.

Wracając do pytania: trzeba pamiętać o wszystkim. O rocznicach, bo przez nie kształtuje się postawy ludzi, nawet jak na jakieś wydarzenie przyjdzie mniej osób. O miejscach pamięci, o racjonalnych wydatkach, o oświacie – zostaliśmy docenieni przez Związek Miast Polskich za znakomite wyniki nauczania w szkołach, na które wskazują wyniki egzaminów, przy zachowaniu racjonalnego poziomu wydatków na oświatę. A Mieszkanie +? Jesteśmy wśród nielicznych miast, w których ten program zadziałał i 96 mieszkań powstało.

Udało nam się pozyskiwać bardzo wiele pieniędzy z zewnątrz, jesteśmy tu w czołówce miast województwa i wysoko w Polsce. (tu burmistrz przedstawia dane – umieściliśmy je w ramce:

Tych wyników nie trzeba się wstydzić

W rankingu opracowanym przez poświęcony sprawom samorządu lokalnego dwutygodnik Wspólnota, a mającym zobrazować osiągnięcia miast w wykorzystywaniu środków pomocowych z UE, Łowicz zajął, w kategorii miast powiatowych (sklasyfikowano 267 miast):

– za lata 2007-2011 – 25 miejsce w kraju

– za lata 2009-2012 – 22 miejsce

– za lata 2014.2021 – 34 miejsce (przy czym w województwie łódzkim było to miejsce drugie, po Poddębicach: 2005 zł/ osobę).

Łącznie, podliczył Krzysztof Kaliński, w latach 2007-2023 udało się miastu pozyskać, bezpośrednio dla Urzędu Miejskiego i podległych mu jednostek, kwotę 190 mln zł, co daje ok. 6700 zł na mieszkańca.

 Pan rządził przez cztery kadencje, od 2018 roku wprowadzono zasadę, że będzie można ten urząd sprawować tylko przez dwie. Dobrze to czy nie?

 Może i tak powinno być. Już jest to wprowadzone, dobrze, że wprowadzono to z zachowaniem zasady, że ta zasada nie działa wstecz, a dwie kadencje po 5 lat to w sumie 10 lat – to jest czas, przez który można dużo zrobić.

 Co by Pan doradził następnemu burmistrzowi: na co najbardziej zwracać uwagę w tej pracy?

 Na wszystko. Być odpowiedzialnym, nie podejmować od razu decyzji. Przemyśleć, posłuchać innych, nawet gdy potem podejmie się inną, swoją decyzję.  No i trudne chwile wytrzymać, bo to nie jest praca łatwa.

Często trzeba podejmować bardzo trudne decyzje. Na przykład przy budowie wiaduktu musieliśmy podejmować decyzje wywłaszczeniowe, dotyczące ponad 20 właścicieli. Trzeba się z tym liczyć , że się wtedy wiele złych słów usłyszy. I znowu: trzeba wytrzymać.

Trzeba się też uśmiechać do ludzi, być uprzejmym, nie tworzyć dużego dystansu. Gdy po raz pierwszy przyjmowałem mieszkańców, siedziałem w fotelu przy komputerze w końcu stołu i starszy ode mnie pan zwrócił mi uwagę: Czy będzie mnie Pan przyjmował z wysokości tego swojego fotela? Zrobiłem się czerwony, przeprosiłem, wziąłem krzesło i usiadłem tutaj, gdzie w tej chwili siedzę, przy nim przy stole. I tu już zawsze siedzę rozmawiając z mieszkańcami.

 Co by Pan chciał powiedzieć, na koniec tych lat, czytelnikom Nowego Łowiczanina?

Najpierw dziennikarzom: bardzo dobrze mi się z państwem współpracowało. Byliście na wielu imprezach, na różnych wydarzeniach, dzięki Wam to szło w świat. Dobrze mi sią współpracowało ze wszystkimi waszymi dziennikarzami. Zawsze oddzwaniałem, rozmawialiśmy. Pewno, że były też na waszych łamach wyrażane krytyczne głosy i to nie raz, ale media nie są od tego, by chwalić i głaskać. Nawet gdy się z jakąś opinią nie zgadzałem, to uznawałem, że ludzie mają prawo taką opinię mieć.

A szerzej do czytelników: Bardzo Państwu dziękuję, że jesteście, że czytacie o mieście, że się interesujecie. I za każde życzliwe słowo, każdy uśmiech i za każde dzień dobry.

Gdy przez trzy lata nie otrzymywałem absolutorium, to na jednej sesji powiedziałem: proszę państwa, ja znam inne absolutorium: gdy idę do kościoła, gdy idę w Dzień Kobiet rozdawać kwiatki na Zduńskiej, czy gdzieś cukierki rozdaję – i wszyscy ode mnie przyjmują; gdy ludzie mnie zatrzymują i mówią: bardzo panu dziękujemy, że pan to czy tamto zrobił, że pan wytrzymał…

Po otwarciu wiaduktu tak było: zauważyli, że stoję trochę z boku, nie wśród decydentów, ale to akurat było dla mnie sympatyczne.

Teraz najlepszym miejscem dobrych słów jest kładka nad Bzurą, na której zawsze jest trochę „społecznych inspektorów nadzoru” i kiedykolwiek bym nie przechodził, to słyszę same dobre słowa: Ale żeś pan firmę wziął dobrą. Nie mogłeś Pan wcześniej na wiadukt ich wziąć? Odpowiadam cierpliwie, że to była inwestycja PKP, chociaż mi się przecież i za wiadukt dostawało…

Ale dziękuję też za słowa krytyczne wypowiadane przy różnych okazjach. One też są ważne, też trzeba ich wysłuchać i brać do serca.

Link do tekstu: Łowicz. Burmistrz Krzysztof Kaliński mówi po czterech kadencjach: To nie jest łatwa praca Nowy Łowiczanin

Tagi :

Materiały

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *