Zakaz robienia zdjęć i filmowania artystów występującym na plenerowych koncertach staje się powszechny. Jeśli jednak imprezę organizuje samorząd można go zignorować.
Trzy miesiące temu na koncercie w Mielcu zorganizowanym przez samorządowe centrum kultury wystąpiła piosenkarka Katarzyna Groniec. – Zapowiedziała, że można jej robić zdjęcia tylko na początku koncertu. Zażądała też od dziennikarzy przesłania wszystkich zdjęć do jej menedżera. Odpowiedź czy je akceptuje miała wysłać dopiero po tygodniu. W proteście wszyscy dziennikarze wyszli z koncertu – opowiada Monika Świetlińska redaktor naczelna mieleckiego tygodnika „Korso”.
Kilka dni później redakcja „Korso” dostała inne zdjęcia artystki z tego koncertu. Przesłał je wraz z materiałami prasowymi menedżer Groniec. – Zamieściliśmy je tylko w tygodniku, po na publikację w portalu było już za późno – mówi Świetlińska.
Dominika Bassek sekretarz redakcji „Tygodnika Krapkowickiego” i dziennikarka zajmująca się kulturą zna wiele podobnych sytuacji. – Największy kłopot sprawiają gwiazdy. Zazwyczaj zdjęcia można robić tylko podczas dwóch, trzech pierwszych piosenek. Niemal nigdy nie zgadzają się na filmowanie. Podczas Dni Miasta zorganizowanych przez urząd miasta zostałam ostro upomniana ze sceny, choć moja kamera była oznaczona logo naszego tygodnika – mówi Bassek.
W Żninie podczas majowego koncertu Kamilowi Bednarkowi zdjęcia można było robić tyko podczas 4 pierwszych utworów i to bez lampy. Zbigniewowi Wodeckiemu – tylko przez pierwsze dwa utwory, artystom z Kabaretu Ani Mru Mru – tylko przez pierwsze dwa skecze. Zakaz dotyczył tylko dziennikarzy „Gazety Pomorskiej” oraz tygodników „Pałuki” i „Goniec Pałucki”. Fotograf Urzędu Miejskiego w Żninie mógł robić zdjęcia przez cały koncert i to nawet ze sceny.
– Artyści, którzy wydają takie zakazy zachowują się nieprofesjonalnie. Mimo zakazów i tak robimy zdjęcia, dotychczas bez konsekwencji – mówi Dominik Księski, właściciel i wydawca tygodnika „Pałuki”.
Zdaniem Doroty Głowackiej prawniczki Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka ograniczenia w fotografowaniu i filmowaniu może wprowadzić tylko prywatny organizator imprezy. – Jeśli organizatorem jest samorząd, impreza została sfinansowana z publicznych pieniędzy takie ograniczenia nie muszą być respektowane. Zgodnie z art. 81 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych rozpowszechnianie wizerunku osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych nie wymaga zezwolenia – wyjaśnia.
na zdjęciu: „Tygodnik Korso” ze zdjęciem Katarzyny Groniec podczas koncertu w Mielcu.
MW
______________
Publikujemy też, jako komentarz artykuł Dominiki Bassek z „Tygodniaka Krapkowickiego”
„Foszki i gwiazdeczki”
Dni Krapkowic to niewątpliwie okazja do zobaczenia ogólnopolskich gwiazd sceny muzycznej czy kabaretowej z bliska. Bliska, jeśli pominąć barierki, tłum i wielką scenę. Nie każdy może jednak z tak daleka zobaczyć krople potu na czole wykonawcy, czy mimikę znanego komika. I tu wkraczamy my – media lokalne. Obojętnie czy gazeta, czy portal, czy telewizja – uwieczniamy momenty, kiedy młodzież szaleje na koncercie swego idola, razem z nim śpiewa piosenki i na długo zapamięta spotkanie oko w oko z artystą. Jesteśmy na posterunku także wtedy kiedy publiczność płacze ze śmiechu z każdego dowcipu, który wypływa z głośników. Nam jednak nie zawsze jest do śmiechu.
Szczególnie podczas występów kabaretu, który zabawiał ludzi na tegorocznych Dniach Krapkowic. Panowie za każdym razem kiedy występują w okolicy mają jakiś „problem” z dziennikarzami. A to w Walcach flesz im przeszkadza, a to w KDK chodzenie po sali dekoncentruje i wreszcie filmowanie podczas Dni Krapkowic fragmentu z udziałem Krapkowiczan wymagało (?!) nagany wprost ze sceny. Znani artyści zapominają, że kilka kroków dalej wśród publiczności są osoby, które na tak zwanych kijach nagrywają cały koncert… Jednak dziennikarz nie może. Jeśli zaś o sposób strofowania idzie, mistrza ma znany z hitów „Miliony monet” i „Jak nie my to kto” wokalista, który w ubiegłym roku wystąpił w Gogolinie. Manager tego znanego artysty kilkanaście razy podbiegał do naszych reporterów z wypiekami na twarzy zabraniając robić zdjęcia. Doszło nawet do tego, że zakazano robienia fotografii… bawiącej się publiczności! Dodajmy, że nie był to koncert kameralny, tylko dla kilkuset osób na Placu Benedyktyńskim…
Wiadomo – sławny artysta się ceni – zdjęcie możesz zrobić, ale jedno, ale w tylko pierwszych dwóch piosenkach, ale bez przybliżenia i tak dalej. Publiczność fotki trzaska oczywiście w czasie całego występu – jedni na selfie-stickach, inni na statywach, a ci bardziej kreatywni na tak zwanego „barana” – przecież nie skonfiskuje się kilkuset osobom smartfonów i cyfrówek z dobrym zoomem.
Kiedy fotoreporter szuka dobrego ujęcia, nagrywa scenę z udziałem krapkowiczan, naszej miejscowej publiczności, gwiazdeczka zaczyna grymasić. „Proszę przestać filmować, proszę przestać robić zdjęcia”. Upomnienia i nagany płyną przez mikrofon ze sceny jak ze szkolnej ławy – tylko pogrożenia paluszkiem na „ty ty nieładnie” brakuje. Znany artysta przecież ma i zna swoje prawa. Zakaz rozpowszechniania, udostępniania, kopiowania, publikowania i tak wymieniać można dalej. Tylko znany artysta raczył zapomnieć o kilkuset smartfonach rejestrujących jego każdy krok podczas godzinnego występu. Znany artysta zapomniał także, że repertuar przedstawiany podczas imprezy publiczność zna na wylot i cytuje/śpiewa go pod nosem. Znany artysta zapomniał także w głównej mierze skąd „wypłynął” na szerokie wody showbiznesu… ze swojego małego miasteczka. To tam najpierw napisała o nim lokalna prasa, wywiad nagrała lokalna rozgłośnia, a lokalny portal opublikował fragmenty koncertu. Dopiero potem był czerwony dywan, szklany ekran i ogólnopolska sława. Teraz już znany artysta może zacząć wybierać z kim będzie chciał rozmawiać, komu i kiedy udzieli wywiadu, kto – jak – co może rejestrować. Ale znany artysta zapomina o jednej rzeczy. Koło się zatacza znów do lokalnej gazety, radia czy telewizji. To oni ogłaszają o przyjeździe danego znanego artysty, to między innymi dzięki nim znany artysta sprzeda bilety na swoje show, to oni znowu napiszą relację, dzięki której znany artysta dostanie zaproszenie na kolejną imprezę i tak w kółko.
Dlatego postanowiliśmy nie publikować zdjęć znanego artysty na naszych łamach. Nikt go przecież do sławy na siłę zmuszał nie będzie. Jeszcze niechcący ktoś się dowie o dobrym występie, „zabookuje” go na kolejne dni miasta w innym rejonie kraju, a znany artysta znów będzie upominał lokalne media chcące owe wydarzenie nagłośnić.
W galaktyce polskiego showbiznesu są jednak artyści spod jaśniejszej i bardziej ludzkiej gwiazdy. Oni znają siłę lokalnych mediów i przede wszystkim cenią miejscową publiczność, dzięki której zaszli tak daleko. Należą do nich chociażby Lombard, Skaldowie, Kabaret Skeczów Męczących, Big Cyc, Oberschlesien, czy Bayer Full. Takich wykonawców aż chce się promować. A inni? Cóż…szybko docenią wartość lokalnych mediów kiedy fala sukcesu zniesie ich na mieliznę.