Redakcja Wspólnoty Radzyńskiej. Od lewej: Krzysztof Pałys grafik, sekretarz redakcji Teresa Wakulik i Jarosław Pałys, grafik. Autor zdjęcia : Mateusz Orzechowski
Lokalni wydawcy mają kłopot z zatrudnieniem dziennikarzy i handlowców. – Doświadczeni dziennikarze nie garną się do tej pracy, a młodzi ludzie bez doświadczenia nie chcą przyjść do nas nawet na staż – mówi Mateusz Orzechowski, wydawca i właściciel tygodników „Wspólnota” w woj. lubelskim.
Paweł Golak właściciel wydawnictwa Intergol, który wydaje trzy tygodniki na Dolnym Śląsku nie ukrywa, że znalezienie doświadczonego dziennikarza do lokalnej gazety graniczy z cudem. – Redaktora naczelnego „Gazety Ząbkowickiej” szukałem dwa lata. Z tego powodu start tygodnika bardzo się opóźnił. Zaczął wychodzić dopiero trzy lata temu, a mógł pojawić się na rynku dwa lata wcześniej. Taka jest specyfika małych miejscowości – mówi.
Mateusz Orzechowski właściciel 8 tygodników wychodzących pod brandem „Wspólnota” podziela jego opinię. – Przez długi czas ratowałem się przyjmowaniem dziennikarzy z „Kuriera Lubelskiego” i „Dziennika Wschodniego”. Przechodzili do mnie, bo mogli wreszcie odczuć siłę moich gazet i zainteresowanie czytelników. W dziennikach, w których wcześniej pracowali, zgłaszane przez nich tematy były odrzucane jako mało ciekawe. Ale nadal chciałbym zatrudnić 10 dobrych dziennikarzy tylko nie mogę ich znaleźć. Doświadczeni dziennikarze nie są zainteresowani pracą w małym tygodniku, a młodzi ludzie po studiach dziennikarskich nie chcą przyjść do nas nawet na staż. Wydaje im się, że od razu zostaną redaktorami w telewizji – tłumaczy Orzechowski.
Daniel Długosz, właściciel i redaktor naczelny „Nowej Gazety Trzebnickiej” wychodzącej z woj. dolnośląskim ma ten sam problem.- Mój kłopot wynika z bliskości powiatu trzebnickiego i Wrocławia. Doświadczeni dziennikarze wolą po prostu pracować we wrocławskich mediach. Po naszych ogłoszeniach zgłaszały się osoby bez jakichkolwiek umiejętności i doświadczenia. Ostatecznie po dwóch latach poszukiwań udało się kogoś znaleźć – relacjonuje Długosz. Jego zdaniem problemem nie była płaca. – Moi dziennikarze zarabiają od 2 do 5 tys. zł netto. To nie są złe stawki na lokalnym rynku – podkreśla Daniel Długosz, który szuka teraz handlowca do działu reklamy swojego tygodnika i też nie może go znaleźć.
Podobnie jak Maciej Grzmiel właściciel wydawnictwa Magraf wydającego trzy tygodniki w województwach pomorskim i kujawsko – pomorskim. – Dwa miesiące temu dałem ogłoszenie, w którym oferowałem pracę sekretarce, która miałaby także obsługiwać reklamodawców. Nie zgłosił się nikt, kto nadawałby się do tej pracy – ubolewa Grzmiel. Oferuje najniższą stawkę wynagrodzenia (1850 zł brutto) i prowizje od sprzedaży reklam. – To niska płaca, ale też praca nie jest trudna ani odpowiedzialna. W dodatku można do niej dorobić prowizjami od reklam – wyjaśnia.
Zdaniem Macieja Myśliwca medioznawcy z wydziału humanistycznego Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie wykwalifikowani dziennikarze wolą pracować w dużych miastach, które oferują im więcej możliwości. – Dziennikarze z prowincji migrują do dużych miast i często podejmują pracę w innych zawodach. Etos zawodu dziennikarza stracił na znaczeniu. Dziś dziennikarzem może być każdy i praca przez nich wykonywana nie jest już tak atrakcyjna i dobrze płatna jak kiedyś – mówi Myśliwiec.
MW