Na zdjęciu transmisja sesji Rady Miasta
Mieszkaniec wykupił w Gazecie ogłoszenie, w którym apeluje do kandydatów na radnych, aby zrezygnowali z diet, jeśli zostaną wybrani. Co oni na to? Odpowiadają różnie. Od „nie, nie zrezygnuję”, przez „oczekuję rekompensaty”, po „oświadczam, że nie będę pobierać”
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.
„Jeśli macie «miasto w sercu», jak jest napisane na plakatach, apeluję jako mieszkaniec Radomska, żebyście zrezygnowali z diety radnego na okres kadencji” – takie nietypowe ogłoszenie czytelnika ukazało się w poprzednim numerze Gazety. Podpisał się pod nim Jan Zdzierak.
Postanowiliśmy zapytać kandydatów na radnych, co oni na taki apel?
Szymon Zyberyng (PiS): – Widziałem to ogłoszenie. I z mojej strony mogę powiedzieć, że nie mam nic przeciwko – oczywiście jeśli zostanę wybrany – przekazaniu diety radnego na radomszczańskie schronisko dla bezdomnych zwierząt czy inny cel charytatywny. Pod warunkiem, że klub radnych PiS, kiedy taki powstanie, czyli moje koleżanki i koledzy, podejmą taką wspólną decyzję. Uważam, że to powinna być decyzja jednogłośna. Oczywiście to moje zdanie i każdy musi decydować w swoim imieniu.
Marian Zaborowski (PSL): – Oczywiście, mnie to nie przeszkadza. Kiedyś nie było diet albo były symboliczne. Są sprawy, którymi trzeba, w miarę możliwości, zająć się bez wynagrodzenia.
Wojciech Szwedowski (PSL): – W mojej pierwszej kadencji 1990 roku byłej jednym z nielicznych radnych, którzy nie pobierali diet. Zawsze uważałem, że to działalność społeczna. Jednak potem panie wytłumaczyły mi, że to tzw. pieniądze znaczone i muszą je wypłacić. A co z nimi zrobi radny? Jest wiele możliwości. W kolejnych kadencjach wspierałem dużą częścią diety placówki oświatowe. I w kolejnej też zamierzam tak robić. Uważam też, że niepobieranie diety to działanie populistyczne. I że dieta to nie jest zarobek radnego, choć już usłyszałem, że niektórzy planują, jak te pieniądze zagospodarują.
Iga Borowicka-Grzywacz (KO): – Nie kandyduję dla pieniędzy. Jeśli byłaby to decyzja odgórna i dotyczyła wszystkich, to pewnie, że bym zrezygnowała. Były już takie przypadki, że radni rezygnowali, tylko co z tego wynikło? Paweł Zięba zrezygnował w Przedborzu, komentowano, że to dla „fejmu”. Jeśli przekazałabym dietę na Miasto Kotów, wielu krytykowałoby, że dlaczego akurat na Miasto Kotów? Moim zdaniem to powinna być po prostu działalność nieodpłatna i wtedy byłaby to świadoma decyzja.
Robert Kempski (KO): – To jest populistyczne. Rada miejska czy prezydent miasta to poważna sprawa, więc bądźmy poważni. Ja oczywiście część diety przekazywałbym na cele charytatywne.
Artur Szponder (KO): – Jeśli zdobyłbym mandat, na pewno część diety zamierzam przeznaczyć na wsparcie lokalnych NGO-sów. Jednak ja nie pracuję w budżetówce, nie wypiszę sobie „luźnych” godzin i na pewno finansowo stracę. Dlatego jestem za tym, żeby sesje i komisje odbywały się popołudniami, już po pracy. I żeby był to mandat społeczny.
Edyta Sapis-Drozdek (PiS): – To nie najgorszy pomysł. Jak pracuje się społecznie, to efekt może być taki sam, jak pracując za wynagrodzenie. Deklaracji teraz żadnych nie składam, ale sporą część diety przeznaczam na różne cele charytatywne, ponieważ uważam, że startuje się nie po to, żeby mieć dietę.
Ewa Kuśmierczyk (PO): – Jeśli sesje rady miasta będą się odbywały po godzinie 15, komisje także, czyli po godzinach mojej pracy i nie będę musiała brać tego dnia bezpłatnego urlopu, to oczywiście jestem za. Jednak jeśli będą się odbywać przed południem i będę zmuszona wziąć urlop, to oczekuję rekompensaty. Swój prywatny czas na spotkania z mieszkańcami mojej dzielnicy mogę chętnie poświęcać popołudniami. Jednak w tej sytuacji najlepiej, żeby sesje i komisje odbywały się po godzinach pracy i chętnie będę w nich uczestniczyć bez diety.
Rafał Dawid (RdR): – Pomysł uważam za dobry, tylko nie do końca rozumiem ideę ogłoszeniodawcy o rezygnacji z diety w całości. Ktoś może przez pół roku chcieć przekazywać część na jakiś cel charytatywny, przez kolejne pół roku na inny, albo nie przekazywać. Gdyby ktoś zadał mi pytanie, stanąłbym przed wyborem zrezygnować czy nie, zrezygnowałbym z pobierania diety radnego.
Andrzej Gawlikowski (OdNowa RP): – Nie zrezygnowałbym, bo to jest dodatkowa praca dla każdego z nas wszystkich. Nie wiem nawet, jak wysoka jest dieta, bo się nie interesowałem. Jednak uważam, że aby dobrze wykonywać pracę, trzeba być wynagradzanym.
Jakub Jędrzejczak (WS): – Nie, nie zrezygnuję. Mam doświadczenie w realizacji mandatu i ta konstrukcja nie jest przypadkowa. Dieta to rekompensata utraconych zarobków. Często trzeba brać urlop bezpłatny, a jeśli ktoś prowadzi własną działalność traci jeszcze więcej. Rezygnować może ktoś, kto ma za dużo pieniędzy. Jeśli ktoś utrzymuje się z pracy najemnej to ma koszty i musi przeżyć do pierwszego.
Magdalena Bebłocińska (RdR): – Oświadczam, że nie będę pobierać diety.
Łukasz Koćwin (OdNowa RP): – Myślę, część diety przekazałbym na cele charytatywne.
Robert Sztangreciak (RdR): – Przede wszystkim radny jest wybierany przez społeczeństwo i to jest czas radnego, który zadeklarował jako reprezentowanie wyborców. Sesje czasem trwają po kilka godzin, trzeba się do nich przygotować. Nie trzeba od razu rezygnować z diet, ale można trochę zmniejszyć uposażenie.
Janusz Kucharski
Link do tekstu: Dla diety czy bez diety? Pytamy kandydatów, jak odpowiedzą na apel mieszkańca Gazeta Radomszczańska
Dodaj komentarz