Młodzi w Zakopanem nie startują w wyborach, a nawet nie głosują – słyszymy często. Czy takie opinie są prawdziwe, pytamy młodych zakopiańczyków oraz najmłodszych kandydatów i radnych.
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.
W najbliższą niedzielę w Zakopanem spośród 87 kandydatów do rady miasta wybierzemy 21 radnych. W wyborach startują trzy ugrupowania: Dla Podhala, Przyjazne Zakopane i PiS. Radni dwóch pierwszych byli przez ostatnie pięć lat w opozycji do rządzącej większości z PiS.
W tegorocznych wyborach średnia wieku wszystkich starających się o mandat radnego wynosi 47 lat. Najmłodszy kandydat ma 20 lat, najstarszy – 72. Na listach jest tylko osiem osób poniżej 30. roku życia. Jak więc widać, tych młodych kandydatów brakuje. Okazuje się, że nawet ci, którzy interesują się pracami samorządu i tym, co się dzieje w Zakopanem, nie zdecydowali się na start.
Dlaczego młodzi będą lub nie będą głosować?
– Przed wyborami dość mocno interesowałem się tym, kto znalazł się na listach – opowiada 18-letni Łukasz Żygadło, dla którego będą to pierwsze w życiu wybory. – Rozmawiałem na ten temat z kolegami. Większość stwierdziła, że do rady dostają się wciąż te same osoby, mają wręcz zarezerwowane stołki. Nie da się z nimi wygrać. Dodawali, że nikt nie chce słuchać zdania młodych, no i efekt jest taki, że na listach wyborczych niewiele jest młodych osób – dodaje.
Wśród jego kolegów przeważa pogląd, że po ukończeniu szkoły średniej trzeba uciekać z Zakopanego i do stolicy Tatr nie wracać. – Sam zastanawiałem się nad startem w wyborach do rady miasta. Ostatecznie zdecydowałem, że na razie pozostanę w roli osoby, która obserwuje, co się dzieje i pisze o tym w mediach społecznościowych lub w listach do „Tygodnika Podhalańskiego” – przyznaje. Jego zdaniem, komitety wyborcze, szczególnie w wyborach samorządowych, powinny zacząć słuchać młodych ludzi, bo to przecież oni będą stanowić o przyszłości Zakopanego. Jeśli, oczywiście, w nim zostaną.
– Oglądałem kiedyś przez dwie godziny obrady radnych. Nie podobały mi się te kłótnie. Zamiast rozwiązywać problemy, radni chyba chcieli się pokazać i powiedzieć coś, ich zdaniem, mądrego. To był żenujący spektakl, nie chciałbym się stać jego częścią – opowiada 20-letni Maciej Drobik. Jego zdaniem, nie tak powinna wyglądać lokalna polityka. – Bardzo mnie ten obraz zniechęcił. Myślałem, że tak kłócą się tylko w Sejmie. Za mało było merytorycznej dyskusji. Głosować pójdę, mam swojego kandydata, ale wielu moich kolegów nie chce nawet słyszeć o głosowaniu – tłumaczy Maciej.
7 kwietnia nie wybiera się do lokalu wyborczego 22-letni student Adam Wierzga. Jak mówi, niedawno głosował w wyborach parlamentarnych, bo w nich ważyły się losy całej Polski, a wśród jego kolegów głosowanie w tamtych wyborach stało się modne. – Po ogłoszeniu wyników słyszeliśmy, że to młodzi przeważyli szalę na rzecz zmiany władzy. Jednak nie wierzę, że tak może być w Zakopanem. We wszystkich ugrupowaniach są osoby, które miały już mniejszy lub większy wpływ na władzę. Zresztą nie chcę głosować też dlatego, że po skończeniu studiów raczej będę w Zakopanem rzadkim gościem. Nie wiążę z tym miastem przyszłości. Tu można pracować tylko w turystyce albo być nauczycielem – stwierdza Adam.
Dlaczego młodzi kandydują?
A jakie motywacje mają nieliczni spośród młodych, którzy zdecydowali się wystartować? Zapytaliśmy najmłodszych kandydatów z każdego ugrupowania, czym chcą się zająć w radzie miasta i co chcą zmienić w Zakopanem.
– Wśród młodych rzeczywiście dominuje pogląd, że w Zakopanem nie da się nic zmienić, bo te same osoby rządzą od wielu lat – mówi Mikołaj Baczyński (20 lat), startujący z list ugrupowania Dla Podhala. – Pamiętam, jak na lekcji angielskiego w liceum pani zadała pytanie, czy chcielibyśmy zostać w Zakopanem, czy wyjechać. Większość stwierdziła, że chce wyjechać, bo nie ma tu perspektyw. Koledzy wskazywali, że rządzą starzy, którzy nie interesują się sprawami młodych. Nawet młodzieżowa rada miasta nie działa zbyt sprawnie, w porównaniu na przykład z Kościeliskiem. Gdyby spytać młodych, co jest dla nich ważne, to niestety samorządność nie znalazłaby się nawet w okolicach podium – stwierdza.
Michał obserwuje, że młodzi z jego miasta próbują znaleźć swoje miejsce na świecie, ale niestety niekoniecznie szukają tego miejsca na Podhalu. W jego przypadku jest inaczej. Jednym z jego przodków był protoplasta rodu Gąsieniców. Mikołaj wychował się w trzypokoleniowej rodzinie, w której często omawiano sprawy dotyczące działek czy majątków. Stwierdził, że aby pomóc w rozwiązywaniu takich problemów, pójdzie na prawo. Jest studentem Uniwersytetu Warszawskiego. Widzi perspektywę powrotu do Zakopanego po studiach. – Wyobrażam sobie możliwość otwarcia kancelarii prawnej w Zakopanem, pracę zdalną pod Giewontem. Trzeba być kowalem swojego losu, ale trzeba też spróbować wpłynąć na losy Zakopanego. Samorząd to najlepsze miejsce, by realizować takie plany, dlatego zdecydowałem się startować w wyborach. Chciałbym móc wprowadzić zmiany korzystne dla młodego pokolenia, by młodzi wracali do Zakopanego – dodaje Baczyński.
Bogusław Migiel (29 lat) jest z kolei najmłodszym kandydatem na listach PiS. – Chciałem sprawdzić, jak działa samorząd, przetestować to samemu. Moim zdaniem, Zakopane w ostatnich latach pod rządami burmistrza Leszka Doruli bardzo dobrze się rozwijało i chciałbym wesprzeć dalszy rozwój. W każdym mieście jest coś do zrobienia – zaznacza Migiel. W radzie miasta planuje zająć się rozwojem sportu, ścieżek rowerowych, chce poruszyć temat narciarstwa, turystyki zimowej, tras biegowych oraz bezpieczeństwa na drogach w oddalonych od centrum dzielnicach. – Od urodzenia mieszkam na Olczy, z Zakopanem wiążę też swoją przyszłość. Nigdzie się stąd nie wybieram – podsumowuje Migiel.
Inaczej sytuację młodych w Zakopanem ocenia Joanna Ślęczka (27 lat), kandydująca z list Przyjaznego Zakopanego. – Zdecydowałam się wystartować, bo Przyjazne Zakopane to nowe ugrupowanie. Nie ma na jego listach osób, które są w radzie miasta od wielu lat i powinny już przejść na emeryturę. Zakopane powinno dać szansę młodym – mówi szczerze. – Najgorsze, że wielu młodych nie bardzo ma świadomość tego, co mogą zmienić w mieście. Startuję więc między innymi po to, by pokazać innym młodym, że warto spróbować. No i by zająć się ich sprawami – deklaruje Ślęczka.
Jej zdaniem, młodzi nie chcą wracać do Zakopanego po studiach, bo pod Giewontem króluje branża turystyczna, a nie wszyscy przecież kształcą się w tym kierunku. Poza tym Zakopane jest drogim miastem. – Trudno tu mieszkać, nie mając własnego lokum, bo trzeba wynajmować za cenę, jaką płacą turyści, którzy przyjeżdżają tu na chwilę. Brakuje też imprez kulturalnych i sportowych dla młodych. To jest miasto dla turystów, a nie dla mieszkańców. Zdecydowałam się startować w wyborach, by spróbować to zmienić – podsumowuje Ślęczka.
Dlaczego zostali kiedyś młodymi radnymi?
W ustępującej zakopiańskiej radzie miasta reprezentacji młodych właściwie nie ma. Albo: już nie ma. Bo najmłodszym radnym jest 37-letni dziś Bartłomiej Bryjak (Przyjazne Zakopane), który był w radzie dwie kadencje, czyli został radnym, mając 28 lat. Wtedy miał konkretny cel do zrealizowania. – Mój start był wynikiem sprzeciwu wobec rządów, z jednej strony, burmistrza Janusza Majchra (burmistrz Zakopanego w latach 2006-2014, popierany przez PO – przyp. red.), z drugiej strony, nieżyjącego już Jerzego Zacharki (przewodniczący rady miasta w latach 2010-2014, z PiS – przyp. red.) – tłumaczy. – Nie godziłem się na takie zarządzanie miastem i z grupą znajomych chcieliśmy uporządkować Krupówki pod względem wizualnym. Udało się nam wprowadzić park kulturowy, dzięki któremu sklepowe szyldy na Krupówkach wyglądają o wiele lepiej. Wcześniej zorientowaliśmy się, że ci starsi, rządzący Zakopanem, tylko obiecują, a jak przychodzi co do czego, zapominają o obietnicach. Dostaliśmy się do rady i wymogliśmy na nowym burmistrzu Leszku Doruli wprowadzenie porządku na deptaku – podkreśla.
Radny Bryjak trochę nie dziwi się młodym, że nie chcą startować w wyborach samorządowych. Jego zdaniem, boją się, że zostaną „zaszufladkowani” jako stronnicy któregoś ugrupowania. Gdy wygra inna opcja, mogą mieć problemy z załatwieniem sprawy w urzędzie. – Tak, oczywiście, nie powinno być, ale takie przeświadczenie często pokutuje wśród młodych. Z drugiej strony, wielu młodych nie wiąże swoich losów z Zakopanem. Z klasy mojej o 10 lat młodszej siostry ponad połowa osób wyjechała stąd – dodaje radny Bryjak.
Tymoteusz Mróz ma 39 lat (ugrupowanie Dla Podhala), jest drugim najmłodszym radnym w kończącej się kadencji samorządu. Potwierdza, że i on spotyka się wśród młodych z poglądem, że nie są w stanie nic w mieście zmienić. – W tej kadencji rządząca większość nikogo nie słuchała, pozostali radni nie mieli nic do gadania i to może młodych zniechęcać – przyznaje. – Władze nie chciały słuchać młodych, a przecież ogromnym problemem Zakopanego jest starzejące się miasto. Jeśli ktoś nie odziedziczył pensjonatu, to rozwój zawodowy w Zakopanem jest trudny. Nikogo nie stać na wynajęcie lokalu na biuro, nie ma po prostu perspektyw dla młodych – tłumaczy radny Mróz. Jakimś rozwiązaniem mogłoby być stworzenie obywatelskiego budżetu dla młodych, ale poprzednie władze miasta w ogóle zaniechały tworzenia budżetu obywatelskiego. – Brakowało też dialogu z mieszkańcami. Młodzi to widzą i odwracają się nie tylko od władz, ale i swojego miasta – stwierdza radny.
Dlaczego korki mogą skłonić do działania?
Wśród młodych kandydatów w tegorocznych wyborach jest jeden, który nie tylko pierwszy raz startuje w wyborach samorządowych, ale od razu do sejmiku województwa. Radosław Podosek ma 30 lat i jest na listach Koalicji Obywatelskiej. Jak mówi, do decyzji o starcie skłoniły go korki. – Nikt z nas nie lubi stać w korkach. Na Podhalu i w okolicach zdarza się to bardzo często i kiedyś, stojąc w takim korku, stwierdziłem, że tylko mając bezpośredni wpływ na podejmowanie decyzji, mogę coś zmienić – opowiada Podosek. Będąc w sejmiku, chce się zająć budową obwodnic Zakopanego, Nowego Targu i Suchej Beskidzkiej.
On również obserwuje, że wśród młodych zakopiańczyków nie ma zainteresowania sprawami publicznymi czy polityką. – 20-latkowie układają sobie życie, idą na studia, szukają pracy. Nie mają, po prostu, czasu na politykę, nawet w wydaniu lokalnym. Wiem to na swoim przykładzie. Dopiero jak się ustatkowałem, pomyślałem o starcie w wyborach – przyznaje. Jednocześnie zastrzega: – Oczywiście, we władzach przydałoby się więcej młodych osób, lecz nie patrzyłbym tak mocno w metryki. To sprawa indywidualna. Świetnym radnym może być zarówno 20-latek bez doświadczenia życiowego, jak i ten, kto ma 60 lat i od wielu lat zasiada w samorządzie – dodaje Radosław Podsek.
Paweł Pełka
Link do tekstu: Młodzi w Zakopanem nie chcą kandydować Tygodnik Podhalański
Dodaj komentarz