207 osób walczy o mandat poselski w okręgu wyborczym nr 18, do którego należy m.in. powiat wyszkowski. Większość kandydatów pochodzi z naszego terenu, ale są też „spadochroniarze” – osoby, które z regionem często nie mają nic wspólnego.
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.
Okręg wyborczy numer 18 obejmuje zasięgiem jedenaście powiatów: garwoliński, łosicki, makowski, miński, ostrołęcki, ostrowski, pułtuski, siedlecki, sokołowski, węgrowski i wyszkowski oraz dwa miasta na prawach powiatu – Ostrołękę i Siedlce. W sumie liczy blisko 950 tysięcy mieszkańców. Z tego okręgu będziemy wybierać 12 posłów. Jak łatwo policzyć – jeden parlamentarzysta przypada u nas na 80 tysięcy mieszkańców.
Tak więc wydawać by się mogło, że wśród prawie milionowej społeczności okręgu poszczególne komitety wyborcze łatwo znajdą kandydatów do Sejmu. Tymczasem większość posiłkuje się mieszkańcami innych regionów. O ile obecność mieszkańców Warszawy na listach może dziwić mniej – wszak większość warszawiaków to element napływowy z różnych stron Polski – to figurujące na listach osoby z Katowic, Bydgoszczy, Suwałk czy Bielawy zaskakuje.
Blisko 1/4 wszystkich kandydujących nie mieszka na terenie naszego okręgu.
Sośnierz: „Jestem tutaj trochę z przypadku”
Chyba najbardziej znanym politykiem wśród „spadochroniarzy” w okręgu numer 18 jest Dobromir Sośnierz (Konfederacja). Przez całe życie zawodowe i polityczne związany ze Śląskiem.
W 2002 roku kandydował do Sejmiku Województwa Śląskiego z ramienia Unii Polityki Realnej. Jako kandydat tego ugrupowania ubiegał się też o stanowisko prezydenta Katowic w wyborach samorządowych w 2006 roku. W wyborach parlamentarnych w 2007 roku kandydował do Senatu RP jako bezpartyjny z ramienia UPR w okręgu rybnickim. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku bezskutecznie kandydował z listy Kongresu Nowej Prawicy w okręgu śląskim. W marcu 2018 roku, w związku z oficjalną rezygnacją z mandatu przez Janusza Korwin Mikkego, objął mandat posła do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji.
W kolejnych wyborach do europarlamentu (2019) startował także ze Śląska, ale nie udało mu się zdobyć mandatu. Również stamtąd został w końcu wybrany posłem IX kadencji Sejmu – z listy Konfederacji Wolność i Niepodległość.
Jak Sośnierz został „spadochroniarzem” w okręgu nr 18? Kilka miesięcy wcześniej, w lutym, opuszczając Konfederację, krytykował przecież taki sposób przydzielania miejsc na listach wyborczych. – Jest to koniec Konfederacji, jaką znamy, na jaką się umawialiśmy – pluralistycznej, która miała aspiracje do tego, żeby być merytoryczną opozycją. Tymczasem najbardziej merytorycznych posłów obecnie się wyrzuca, zostawia się za to spadochroniarzy i gawędziarzy – tak mówił Sośnierz na konferencji prasowej, opuszczając ugrupowanie wraz z Arturem Dziamborem i Jakubem Kuleszą. We trójkę stworzyli koło poselskie Wolnościowców. Koło jednak dość szybko przestało istnieć. Na przełomie lipca i sierpnia poseł ziemi śląskiej kolejny raz zmienił barwy polityczne i… znów jest członkiem Konfederacji. Z jego powrotu cieszył się sam Sławomir Mentzen, który napisał na Twitterze: „Po wielu perypetiach do Konfederacji wraca Dobromir Sośnierz! Jeden z najbardziej wolnościowych posłów tej kadencji. Będzie walczył o mandat w Siedlcach. Powodzenia Dobromir!”.
Jednaj Sośnierz nie dostał w naszym okręgu jedynki – startuje z czwartego miejsca na liście. Wśród kandydatów Konfederacji są też inni „spadochroniarze”, na przykład startująca z 14. miejsca Kinga Lubomirska, która jako miejsce zamieszkania wpisała Bielawę (woj. dolnośląskie, 450 km od granic naszego okręgu).
Zapytaliśmy Dobromira Sośnierza, dlaczego kandyduje z okręgu oddalonego od domu o 400 kilometrów.
– Chwilowo mieszkam w Ostrołęce. Na czas wyborów wynająłem mieszkanie – mówi przedstawiciel Konfederacji.
– Ale na stałe mieszka pan jednak na Śląsku. Co spowodowało ten desant do okręgu numer 18?
– Nie był zamierzony. Gdy doszło do mojego powrotu do Konfederacji, wszystkie inne miejsca były już zajęte. Jestem więc tutaj trochę z przypadku – przyznaje polityk z rozbrajającą szczerością.
– W nagrodę czy za karę?
– Zależy, jak to interpretować. Można to potraktować jako zesłanie, a można jako wyraz szczególnej wiary partii w moje umiejętności „przeskoczenia” konkurencji na tym terenie.
– Pan jak to traktuje?
– Będę się trzymał tej optymistycznej wersji.
Gasiuk-Pihowicz: „Moi rodzice nadal tu mieszkają”
Kamila Gasiuk-Pihowicz, jedynka listy Komitetu Obywatelskiego, mieszka w Pruszkowie, a więc także poza naszym okręgiem. W poprzednich wyborach już z niego startowała i wywalczyła mandat poselski. Czuje się znowu „spadochroniarką”?
– Pochodzę z Siedlec, z osiedla Dreszera. W tym mieście się wychowałam i dorastałam. Ukończyłam I LO imienia Bolesława Prusa – odpowiada. I dodaje: – Moi rodzice nadal tu mieszkają, często ich odwiedzam. Mam w Siedlcach mnóstwo znajomych, przyjaciół, współpracowników. I od czterech lat reprezentuję ten region w Sejmie. W Siedlcach, Mińsku Mazowieckim i Węgrowie spotykam się z wyborcami w biurach poselskich, rozmawiam z samorządowcami tej części Mazowsza, podejmuję tematy dotyczące infrastruktury kolejowej, służby zdrowia czy chociażby składowisk niebezpiecznych odpadów – przekonuje
– W naszym okręgu startuje wiele osób, które, mimo że mieszkają w Warszawie, mówią, że czują związek z naszym regionem…
– Nie zasługuję na miano „spadochroniarki”, bo w przeciwieństwie na przykład do Jacka Sasina, który startuje w województwie podlaskim, a nie ma z nim żadnych związków, ja się tu wychowałam. Ale przede wszystkim byłam i jestem aktywna w naszym regionie – podkreśla.
Rzeczywiście, przeglądając aktywność posłanki, kilka razy natrafiliśmy na interpelacje i interwencje w sprawach naszego regionu. Wystarczy przypomnieć sprawę Domu Patrioty pod Siedlcami, na który Ministerstwo Kultury przeznaczyło 450 tysięcy złotych, a które po prostu nie działa. „Wiejska dacza zamknięta dla obywateli. Zero aktywności. Zero działalności edukacyjnej” – mówiła posłanka.
Normalny Kraj: nienormalnie duży desant
Najciekawsza pod względem „spadochroniarzy” jest jednak lista Komitetu Wyborczego Normalny Kraj. Mało znany komitet zarejestrował swoje listy w czterech okręgach w Polsce: nr 27 (Bielsko-Biała, Cieszyn, Żywiec), nr 33 (województwo świętokrzyskie), nr 34 (Elbląg, Iława, Ostróda) i nr 18, czyli w naszym.
Spośród 23 zgłoszonych przez Normalny Kraj u nas kandydatów aż 20 nie mieszka na terenie okręgu. Kandydaci pochodzą głównie z Podlasia. Aż sześcioro reprezentuje Mońki i powiat moniecki. Pięcioro pochodzi z powiatu siematyckiego, dwoje z Suwałk, dwóch z powiatu kolneńskiego. Są też kandydaci z okolic Żnina (woj. kujawsko-pomorskie) i Pucka (woj. pomorskie).
Ktoś by mógł pomyśleć, że komitet tego ugrupowania ma tak wielu dobrych kandydatów w województwie podlaskim, że część z nich postanowił „przerzucić” do okręgu ostrołęcko-siedleckiego. Nic bardziej mylnego. Normalny Kraj nie zdołał zarejestrować listy w województwie podlaskim (okręg nr 23).
Jakim kluczem dobierano kandydatów na listy?
Krzysztof Tołwiński, jedynka Normalnego Kraju w naszym okręgu był członkiem PSL, PSL „Piast”, potem PiS. W poprzednich wyborach kandydował z listy Konfederacji w naszym okręgu, otrzymując 11,5 tysiąca głosów, ale mandatu nie wywalczył. Czuje się związany z naszym okręgiem, a poza tym, jak sam mówi „Siemiatycze są blisko i mają podobne problemy”.
– Startujemy tylko w czterech okręgach w Polsce, jest to rodzaj demonstracji politycznej, bo zdajemy sobie sprawę, że dobrego wyniku nie zrobimy. Partia Front, którą założyliśmy w marcu nie ma środków, takich jak duże partie, nie ma także takiego zaplecza, jak główne siły polityczne w Polsce – mówi Krzysztof Tołwiński – Ponieważ nie jesteśmy w stanie wystawić list w całej Polsce, w okręgu nr 18 startują kandydaci z różnych części kraju, głównie z Podlasia, gdzie wskutek działań, o których nie chcę opowiadać, nie udało nam się zarejestrować listy.
Gdy pytaliśmy na wyszkowskim targowisku miejskim, czy człowiek z drugiego końca Polski może dobrze reprezentować mieszkańców naszego okręgu, kupujący odpowiadali zgodnie: „wolimy głosować na kogoś, kogo znamy i kto zna nasze problemy”. Czy mieszkańcy naszego regionu wybiorą „ludzi stąd” czy kandydatów znających nasz region tylko z mediów, okaże się już 15 października.
mjk
Link do tekstu: Kandydują z naszego okręgu: za karę czy w nagrodę? Spadochroniarze chętni na mandat Nowy Wyszkowiak