Burmistrzyni Alwerni Beata Nadzieja-Szpila (trzecia od prawej) podczas otwarcia ronda na szosie wojewódzkiej w Alwerni
Samorządowcy, którzy chcą pozostać przy władzy, nie przepuszczają okazji i do swoich osiągnięć zaliczają również udział w cudzych inwestycjach.
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.
Standardem jest, że gminy dokładają się do realizowanych na ich terenie inwestycji, np. wojewódzkich. W przypadku wielomilionowych zadań ten udział jest czasem skromny, co przede wszystkim wynika z podziału kompetencji. Niemniej jednak starający się o reelekcję burmistrzowie chcą marketingowo jak najwięcej uszczknąć z tego tortu. Żeby kąsek był jeszcze większy, dorzucają do swoich sukcesów także inwestycje, za którymi stoi prywatny biznes, choć ten udział ogranicza się często do tworzenia przez gminę dobrego klimatu.
Skuteczność to norma
Rolą burmistrza i radnych jest to, aby gmina, w której rządzą, rozwijała się jak najszybciej, we właściwych kierunkach i w sposób zrównoważony. Po to są wybierani i za to otrzymują wynagrodzenia i diety, aby mieszkańcy odczuwali poprawę jakości życia.
Żeby zrobić jak najwięcej rzeczy nowych, muszą się starać o dofinansowania z programów rządowych czy unijnych.
Chwaląc siebie i swoich pracowników za zdobycie tych pieniędzy, burmistrzowie uwielbiają sformułowanie „skutecznie pozyskaliśmy środki zewnętrzne”. Tymczasem ta skuteczność, w ocenie wyborców, nie powinna być traktowana jako szczególna wartość dodana, tylko jako norma. Jeśli burmistrz jest nieskuteczny, to po prostu nie nadaje się na to stanowisko. Koniec – kropka.
Sprawdźmy, jak odbywała się „sprzedaż” takich sukcesów na przykładzie bardzo kosztownych zadań: budowy nowych mieszkań oraz modernizacji linii kolejowej w Chrzanowie oraz budowy ronda na szosie wojewódzkiej i Muzeum Pożarnictwa w Alwerni.
Ani jednego gminnego bloku
Robert Maciaszek jest burmistrzem Chrzanowa od 2018 r. i nadal chce rządzić. Już w poprzedniej kampanii oświadczył, że jeden z jego priorytetów to nowe mieszkania. W ciągu pięciu lat gmina nie wybudowała jeszcze ani jednego bloku mieszkalnego.
– W tej kadencji mamy ponad pół tysiąca nowych mieszkań własnościowych praktycznie już gotowych – wyliczał na sesji budżetowej burmistrz.
Doprecyzujmy jednak, że chodzi o mieszkania w nowych blokach przy Partyzantów i Leśnej, postawionych przez prywatnego dewelopera i oferowanych do sprzedaży. Wcześniej na ten cel spółka Dombud kupiła od gminy działki przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe.
„Stworzyliśmy dobry klimat dla inwestycji mieszkaniowych w gminie” – chwali się burmistrz w informatorze wyborczym.
– Pamiętam wiele moich rozmów z firmami deweloperskimi, które tłumaczyły brak zainteresowania inwestycjami w Chrzanowie niekorzystnymi trendami demograficznymi i brakiem wiary w zwrot z takiej inwestycji w mieście, które traci mieszkańców i szybko się starzeje. Po prostu bali się u nas inwestować. Bezpieczniejsze było budowanie mieszkań w Krakowie lub Katowicach – mówi w rozmowie z „Przełomem”.
Warto więc znać trochę więcej szczegółów i przy wyborach obiektywnie, również krytycznie, oceniać wkład dotychczasowych samorządowców w te deweloperskie realizacje.
Wizja nowych mieszkań
Przy prawie każdej okazji burmistrz Maciaszek przypomina o mających powstać 66 mieszkaniami w bloku na osiedlu Północ w Chrzanowie. Inwestorem jest spółka SIM Zagłębie, czyli mówimy o ogólnopolskim programie Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe (nowe mieszkania na wynajem o umiarkowanym czynszu, choć w rzeczywistości stawki budzą kontrowersje). Chrzanów razem z innymi gminami współtworzy spółkę SIM Zagłębie. Przekazał do niej aportem swoją działkę o wartości 974 tys. zł oraz przeprowadził pierwszy nabór najemców, co po prostu wynika z założeń rządowego programu. Burmistrzowi Maciaszkowi bardzo zależy na tej inwestycji, oszacowanej na 32 mln zł, więc na koncie ma różne spotkania w tej sprawie, m.in. w Ministerstwie Rozwoju i Technologii (udało się przekonać do zmian ustawowych w zakresie niższych czynszów dla najemców i preferencyjnych kredytów dla spółki). Na razie jednak SIM Zagłębie wciąż nie rozstrzygnął przetargu na budowę bloku w Chrzanowie.
– To jest dla nas eksperyment. Zobaczymy, jak ostatecznie wyjdzie ta inwestycja – stwierdza burmistrz Robert Maciaszek.
Maciaszek roztaczał również wizję budowy ekodzielnicy z 200 mieszkaniami między Kusocińskiego i Krakowską w centrum Chrzanowa. Na razie zobaczyliśmy jej koncepcję sfinansowaną przez Europejski Bank Inwestycyjny.
Nowe budynki wielorodzinne miałyby w przyszłości powstać między 29 Listopada i Krakowską na starym mieście. Burmistrz mówi też o nowym bloku przy Kalinowej na osiedlu Młodości. Pożyjemy – zobaczymy.
Kto za co płacił
We wspomnianym informatorze burmistrza Chrzanowa oraz kandydatów na radnych z jego komitetu przykuwa wzrok wytłuszczona kwota 91,4 mln zł na modernizację linii kolejowej wraz z rozbudową wiaduktów i budową nowych rond, dróg i parkingów. Czytamy, że inwestycje zostały zrealizowane przez PKP PLK, gminę Chrzanów i GDDKiA. Nie zostało podane, kto za co płacił.
Przypomnijmy konkrety. Modernizację przebiegającej przez Chrzanów linii kolejowej (w tym przebudowę wiaduktów) prowadziła spółka PKP PLK (za ok. 80 mln zł).
– O tę inwestycję walczyłem już jako poseł. Jeszcze w 2015 roku spotykałem się w Ministerstwie Infrastruktury, lobbując za jej wpisaniem w plany rządu – przypomina Maciaszek.
Rondo na Krakowskiej za ponad 2 mln zł sfinansowała GDDKiA (Chrzanów przeprowadził przetarg oraz wydał ponad 200 tys. zł na dokumentację i wypłatę odszkodowań za zajęte prywatne grunty). Z kolei rondo na 29 Listopada plus nowy łącznik do Krakowskiej i miejsca postojowe, to inwestycje wyłącznie gminne, warte – według przekazanych wcześniej informacji – 8,6 mln zł (dofinansowania z Funduszu Dróg Samorządowych i Urzędu marszałkowskiego). Do tego dochodzi jeszcze 1,5 mln zł na budowę parkingów i modernizację przejścia podziemnego przy Zielonej w Chrzanowie.
W tym przypadku plus dla burmistrza, że uparcie zabiegał o budowę ronda na Krakowskiej, którego pierwotnie GDDKiA nie chciała zrobić. Niemniej jednak wytłuszczona i nie uszczegółowiona kwota 91,4 mln zł w informatorze wyborczym jest ewidentnie zabiegiem marketingowym. Warto uważać na takie chwyty.
Nadzieja wśród ojców sukcesu
Otwarcie na jeden dzień nowego Muzeum Pożarnictwa w Alwerni to przykład wyborczej autopromocji. VIP-y, a wśród nich samorządowcy z sejmiku województwa małopolskiego, startujący w najbliższych wyborach, pokazali się licznie w nowej placówce, która teraz będzie zamknięta przez dwa miesiące, żeby można było dokończyć urządzanie wystaw.
Oczywiście, wśród gości była burmistrzyni Alwerni Beata Nadzieja-Szpila, starająca się o reelekcję.
– Było beznadziejnie. Musiała przyjść nadzieja, żeby w gminie się coś zmieniło – oznajmiła Beata Nadzieja-Szpila podczas oficjalnego otwarcia Muzeum Pożarnictwa w Alwerni.
Jak widać, trzeba się rozpychać łokciami, żeby się znaleźć wśród „ojców sukcesu”. Burmistrzyni mówi, że już w 2019 r. spotkała się z wicemarszałkiem Łukaszem Smółką i rozmawiała o priorytetach: budowie nowego muzeum i ronda na Mickiewicza (szosa wojewódzka) w Alwerni. Twierdzi, że były opory ze strony niektórych strażaków OSP Alwernia, do której wówczas należały eksponaty. W końcu zgodzili się na ich przekazanie do Muzeum Małopolski Zachodniej w Wygiełzowie (jego filią jest obecnie Muzeum Pożarnictwa). Inwestycja kosztowała ok. 30 mln zł. Wkład gminy to 522 tys. zł na budowę i promocję parku sensorycznego na terenie tej placówki.
Inną dużą inwestycją w gminie Alwernia, którą chwali się również burmistrzyni Beata Nadzieja-Szpila, jest rondo na Mickiewicza, wybudowane przez Zarząd Dróg Wojewódzkich w Krakowie. Kosztowało 9 mln zł. Gmina dołożyła prawie 700 tys. zł (koncepcja i nabycie nieruchomości). Te dwa zadania, choć nie gminne, będą najpewniej eksponowane w kampanii wyborczej Beaty Nadziei-Szpili.
Krytycznym okiem na wyborcze przechwałki
Paweł Siejka jest nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie w Zespole Szkół Ekonomiczno-Chemicznych w Trzebini. Interesuje się życiem publicznym, m.in. lokalnym samorządem. Na co – jego zdaniem – wyborcy powinni zwrócić szczególną uwagę, a co pominąć przy ocenie kandydatów na burmistrza i radnych.
– Warto zacząć od tego, czego nie powinniśmy brać pod uwagę w swoich wyborczych decyzjach. Na pewno nie powinno się liczyć to, ile banerów kandydat powywieszał ani jakie uroczyste czy podniosłe hasło sobie ułożył. Ani też z jakiego startuje komitetu – w wyborach samorządowych logo partyjne się nie liczy. Dokonując oceny dotychczasowego włodarza gminy lub radnego starającego się o reelekcję, zastanówmy się, z jakimi działaniami z ostatniej kadencji go kojarzymy. Czy są rzeczy, w których załatwienie się angażował. Jeśli mamy problem z przypomnieniem sobie jakiejkolwiek aktywności, będzie to oznaczać, że chyba nie warto ponownie powierzać naszego głosu takiej osobie, skoro kadencję przewegetował, będąc biernym i miernym samorządowcem. I nie jest ważne w tej decyzji, czy to dobry, fajny i miły człowiek – bo nie na tym te wybory polegają, ale na doborze ludzi aktywnych i umiejących walczyć o załatwianie naszych spraw.
Warto również krytycznymi okiem spoglądać na rozmaite wyborcze przechwałki dotyczące inwestycji realizowanych w danym regionie. Zastanowić się należy, na ile każda z nich jest sukcesem danego włodarza czy radnego, a na ile stoi za nią inny inwestor czy też inny szczebel władzy.
Gdy natomiast oceniamy kandydatów, którzy dotąd nie pełnili funkcji samorządowych, warto wziąć pod uwagę ich dotychczasowy dorobek – czy znamy ich z jakiejś lokalnej aktywności, czy mogą na swoim koncie zapisać jakieś osiągnięcia zawodowe itp. Bo jeśli kandydat dotąd „nie błyszczał” zbytnim zaangażowaniem, to raczej, będąc samorządowcem, też się to nie zmieni.
Wreszcie jeszcze innym kryterium, które warto zastosować, jest wiek. Dajmy szansę młodym, mającym pomysły i energię. Niekoniecznie po raz kolejny powierzajmy gminę czy powiat tym samym emeryckim środowiskom, niekoniecznie rozumiejącym wyzwania stojące przed nami, a zasiedziałym w swoich funkcjach – komentuje Paweł Siejka.
Reasumując – nie odmawiamy burmistrzom wkładu w realizację cudzych inwestycji, nawet tego bardzo symbolicznego. Bo bez względu na to, ilu mają ojców sukcesu, na pewno w jakiś sposób poprawiają one jakość życia mieszkańców. Niemniej jednak sugerujemy, aby oceniając kandydatów, wziąć pod uwagę, czy aby ich marketingowe chwyty nie są po prostu przesadą.
Łukasz Dulowski
Link do tekstu: Sukces ma wielu ojców przed wyborami Przełom
Dodaj komentarz