Iwona Kublik
Z Iwoną Kublik rozmawia Milena Celińska.
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.
Miała Pani ubiegać się o stanowisko burmistrza Sokołowa Podlaskiego jako kandydatka Platformy Obywatelskiej. Teraz jest pani liderką komitetu „Sokołowscy Demokraci”. Czy to dlatego, że obawia się pani, iż PO zmieni zdanie i wystawi własnego kandydata na burmistrza? Przed wyborami parlamentarnymi w ostatniej chwili skreślono Panią z listy PO kandydatów do Sejmu…
– To była skomplikowana sytuacja. Byłam na liście, podobnie jak mój kolega z PO Maciej Osiński. W ostatniej chwili została zawiązana koalicja z Agrounią. Trzeba było im zrobić miejsce na listach. Maciej, jako najmłodszy członek PO, wypadł, bo to „góra”, czyli zarząd PO, ustalała skład listy. Zrobiła się niezręczna sytuacja, bo Maciej prowadził już mocną kampanię w internecie. W tej sytuacji wolałam sama się wycofać.
– Platforma w Sokołowie się podzieliła? Macieja Osińskiego nie ma w gronie osób, które wraz z Panią będą walczyły o mandaty w radzie miasta.
– Nie ma podziału. Maciej startuje do rady powiatu. Rejestrują również swój komitet. Jako szefowa powiatowych struktur PO przeprowadzam obecnie procedury formalne, by umożliwić ten start kolegom z PO. Pracujemy razem na rzecz dobrego wyniku w mieście i powiecie.
– Wśród kandydatów na radnych są osoby, które nie cieszą się dobrą opinią w mieście. Mówi się nawet, że to osoby specjalizujące się w niszczeniu innych, zwłaszcza w hejcie w internecie…
– Niestety, często się zdarza, że mianem hejterów określani są ludzi, którzy po prostu są niepokorni, zadają trudne pytania i mają odwagę ostro krytykować wszechobecne nieprawidłowości. Dwa lata temu oderwałam się od swoich działań zawodowych i podjęłam wyzwanie „postawienia na nogi” sokołowskiego powiatowego koła PO, które praktycznie nie funkcjonowało. Zaczęłam od przyciągnięcia nowych ludzi. Osoby, którym czyni się zarzuty o hejt, to osoby inteligentne, wykształcone i mające kręgosłup platformiany. Nie tracę czasu i energii na zbędne działania, konflikty, utarczki. I są dzięki temu dobre efekty. Wyborców interesują konkrety, a nie zakulisowe knucia.
– Przyczepiono im łatkę? Czy to dlatego, że są napływowi? Nie są przecież rodowitymi mieszkańcami Sokołowa Podlaskiego. To taka mentalność sokołowian? Nie lubią „obcych”?
– Nie, to nieprawda, Sokołów Podlaski jest bardzo różnorodny i otwarty. Zresztą jeśli ktoś mieszka w naszym mieście kilkanaście lat i związał z tym miastem swoje życie, to w żadnym wypadku nie jest „obcy”. Jedno wiem na pewno, osoby którym przypięto przysłowiową „łatkę”, z pewnością nie kierują się politycznym merkantylizmem. Gdy zaczęłam tworzyć szeregi nowej PO, zmagałam się ze złą opinią. I osoby, o których pani mówi, też nas krytykowały, ale konstruktywnie. To nie jest złe. Krytyka jest potrzebna, by coś dostrzec i dokonywać zmian.
– Pani też zarzuca się: „Jak burmistrzem może być osoba, która nie mieszka tutaj”. Bo mieszka pani w Grochowie.
– Ale tu mam firmę, płacę podatki (śmiech). Sokołów Podlaski to moje miasto. Tu się wychowałam, chodziłam do przedszkola i podstawówki. Ukończyłam tutaj liceum i zaraz po studiach pracowałam 16 lat w nowo tworzącym się sokołowskim samorządzie. Przeszłam przez ten czas wszystkie szczeble i wydziały. A Grochów praktycznie łączy się z Sokołowem. Jestem „stąd, a jednocześnie z zewnątrz” i uważam to za atut. Niosę ze sobą zmianę i to pod każdym względem. Chociażby taką, że jestem kobietą, a dotychczas Sokołowem Podlaskim rządzili wyłącznie mężczyźni (śmiech). Po 25 latach rządów tego samego burmistrza Sokołów wygląda trochę jak labirynt albo sieć pajęcza. W tej sytuacji spojrzenie z zewnątrz jest nieodzowne. Brak transparentności, a jednocześnie stagnacja, zastój, marazm, smutek i beznadzieja. Cała energia idzie w tłumaczenie wszystkim, że nie da się nic zrobić. Nie tak wyobrażałam sobie swoje miasto.
– Sentymentem chce Pani przekonać wyborców? Miała już Pani okazję poddać się ich ocenie. W 2001 roku w wyborach parlamentarnych pod szyldem Unii Wolności zdobyła Pani 98 głosów. Pięć lat później był start z listy PO do rady miasta – 58 głosów. Startowała pani też do rady powiatu. W 2010 roku zdobyła pani 203 głosy, a potem w 2014 roku – 67 głosów. W samym mieście tych głosów było 10. Słabo…
– Zajmowałam się wtedy czym innym, polityka była z boku. Wtedy to nie była moja bajka. Owszem, byłam w PO, ale raczej z przekonania, a nie by uprawiać politykę. Jak mogłam zdobyć w 2006 roku jakiekolwiek głosy, skoro startowałam z okręgu „burmistrza”, gdzie mieszka jego rodzina? Wchodziłam do domów, chciałam rozmawiać z ludźmi, ale słyszałam: Nie, nie dziękujemy, „Boguś” już nas uprzedzał (śmiech).
– Pani rozstanie z urzędem miasta nie było podobno przyjemne. Niektórzy twierdzą, że „poleciała” pani dyscyplinarnie.
– Absolutnie. Zwolniono mnie z powodu tzw. utraty zaufania. Był to czas ogromnych zmian w gospodarce odpadami, samorządy miały obowiązek dostosowania prawa lokalnego w tym zakresie. Opracowywałam regulaminy i zasady, etc., które przedstawiałam radnym na komisjach. Nie spodobało się to burmistrzowi. Uważał, że „kolaboruję” z opozycją i zabraniał mi rozmów z opozycyjnymi radnymi. Na koniec postanowił „utracić do mnie zaufanie”. Złożyłam pozew do sądu. Skończyło się sądową ugodą, burmistrz przeprosił mnie i zapłacił odszkodowanie.
– I teraz pani pokaże burmistrzowi, „gdzie raki zimują”? Są komentarze, że nie nadaje się Pani na burmistrza, bo „co architekt krajobrazu może wiedzieć o samorządzie”. Złośliwi mówią: „będzie krzaczki sadzić”.
– To nie jest żaden odwet. Po zwolnieniu mnie zajęłam się rozwijaniem własnego biura projektowego, i to z powodzeniem. Zresztą nie wytrzymałabym tyle lat z takim szefem (śmiech), a pracowałam w urzędzie 16 lat, gdzie zajmowałam się wieloma zagadnieniami i byłam prekursorką wielu przedsięwzięć. Przeforsowałam utworzenie schroniska dla zwierząt w Sokołowie, o co stoczyłam ogromną batalię. Sama projektowałam układ klatek. Podobnie było z terenami zieleni, czy chociażby placem miejskim przed SOK. Potrafiłam też znajdować środki zewnętrze. Umiem odnaleźć się na wielu płaszczyznach, bo z natury jestem zadaniowcem. Nie będzie ostrej kampanii. Będzie konkretna i merytoryczna. Nie chcę też ludziom wyskakiwać z przysłowiowej „lodówki”, jak to już robią niektórzy kandydaci. To nie mój styl. Od dwóch lat przygotowujemy w PO plan, co i jak można zmienić w mieście. To nie są puste słowa, bo korzystam z pomocy specjalistów i analiz ekonomicznych. Sytuacja finansowa miasta jest ciężka, ale z inwestycjami trzeba ruszyć.
– Obieca pani wyborcom „złote góry” w mieście, które ma problemy finansowe?
– Tak! Bo jest KPO i ono stoi po stronie Koalicji. Nie będzie łatwo i nie wszystko da się zrobić od razu. Nie jestem populistką, ale jestem optymistką.
– W 2016 roku jako kandydatka do rady powiatu pisała pani na facebooku o swoich priorytetach: współpraca, szacunek dla indywidualnych cech i talentów każdego człowieka. W grudniu 2022 roku z kolei pojawia się na pani profilu wpis o tym, jak przez 7 lat PiS dewastował wymiar sprawiedliwości, samorządność, poniewierał różne grupy społeczne. Post kończy się: „Nieprawdopodobne, że są jeszcze w naszym kraju wyznawcy PiSu?!”. A Sokołów jest miastem „wyznawców PiS-u”, co pokazały ostatnie wybory parlamentarne. Nie szanuje pani ich poglądów?
– Przecież wiemy, że nie wszyscy na mnie zagłosują (śmiech). Szanuję zdanie i pogląd każdego. Pracując w urzędzie miasta, współpracowałam z ludźmi o różnych poglądach i ta współpraca nie tylko była udana, ale jesteśmy dobrymi znajomymi do dziś. Potrafimy rozmawiać i wyściskać się, jak się spotkamy. Dla mnie osoby popierające PiS nie stanowią problemu. Przecież wspólnie mamy pracować dla miasta. Umiem oddzielić pracę od przekonań. Warto też zauważyć, że w ostatnich wyborach jako PO podwoiliśmy wynik wyborczy w Sokołowie.
– Potrzebna w ogóle jest pani ta polityka, ten start na burmistrza? Przecież ma pani świetny zawód, zarabia dobre pieniądze…
– Jestem trochę idealistką. Nie planowałam, że powalczę o fotel burmistrza. Ale pomyślałam: dosyć tego szaleństwa i w mieście, i w kraju. Obecnie rządzący w mieście nie wypełniają swoich powinności i bardziej szkodzą. Nie chcę być górnolotna, ale tutaj w Sokołowie zaczynałam i tutaj mogłabym wrócić w końcówce mojej kariery zawodowej.
– A jak pani przegra, będzie pani płakać?
– Nie. Będę szykować się do kolejnych przetargów, projektować kolejne parki i przestrzenie publiczne… i życie będzie toczyć się dalej. Miałam życie przed polityką, mam i po niej. Co nie oznacza, że oddaję fotel burmistrza walkowerem. Wiem, że kampania będzie ciężka. Będą ataki. Nie wiem jeszcze, z której strony dostanę (śmiech), ale trzeba się spodziewać wszystkiego. Mam twardą skórę. Nie poddaję się i nie poddam, zawalczę o to miasto, ale konkretami. Ja będę grać czysto.
Milena Celińska
Link do tekstu: Chcę grać czysto – rozmowa z Iwoną Kublik, kandydatką na burmistrza Sokołowa Podlaskiego Tygodnik Siedlecki
Dodaj komentarz