Grzegorz Rusiecki, poseł Platformy Obywatelskiej wystartuje w wyborach na prezydenta Leszna. Dlaczego chce zamienić mandat w sejmie na posadę w urzędzie? Bo jak mówi, pora odsunąć od władzy w Lesznie PiS i powiązanego z PiS-em prezydenta Łukasza Borowiaka.
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.
Ogłoszenie kandydatury Grzegorza Rusieckiego odbyło się w poniedziałkowy wieczór, 22 stycznia w ratuszu w Lesznie, podczas spotkania sympatyków Platformy Obywatelskiej i Koalicji Obywatelskiej z marszałkinią senatu Małgorzatą Kidawą-Błońską. Główna sala w najważniejszym budynku Leszna była wypełniona ludźmi, nie da wszystkich starczyło krzeseł. W spotkaniu uczestniczyło około 150 osób. Kiedy Barbara Mroczkowska, wiceprzewodnicząca PO w Lesznie, odsłoniła tablicę z podobizną Rusieckiego i ogłosiła, że poseł kandyduje na prezydenta rozległy się brawa, a zebrani zaczęli skandować „Grzegorz!”. Rusiecki dostał poparcie całej Rady Powiatowej PO w Lesznie, nie miał konkurencji.
Od Lewicy do Platformy Obywatelskiej
Grzegorz Rusiecki 28 lutego skończy 41 lat. Ponad połowę z nich spędził w polityce. Polityczną karierę zaczynał będąc uczniem I LO w Lesznie. Wtedy dostał się do dopiero co utworzonej Młodzieżowej Rady Miasta Leszna. Został jej przewodniczącym. Szybko zauważyli go działacze ówczesnej Lewicy i zaproponowali mu start ze swojej listy w wyborach do Rady Miejskiej Leszna. Wszedł do rady, studiował prawo, był coraz bardziej rozpoznawalny. Do partii nie wstąpił, ale z nią sympatyzował. Był m.in. asystentem europosłanki i baronowej Lewicy Krystyny Łybackiej.
W latach 2011-2014 Grzegorz Rusiecki był wiceprezydentem Leszna. Bardzo liczył, że w roku 2014, jako kandydat Lewicy, wystartuje w wyborach prezydenckich. Tak się nie stało, partia zdecydowała inaczej. Tomasz Malepszy, który rządził miastem już od 16 lat, wbrew wcześniejszym deklaracjom, postanowił jednak zawalczyć o kolejną, już piątą, kadencję. Malepszy wybory przegrał. Rusiecki został radnym. Zawiódł się na Lewicy, nie widział w niej szansy ani dla siebie, ani dla innych młodych ludzi. Nie pomylił się zresztą, bo dziś Lewica w Lesznie ma tylko jedną radną – bez inicjatywy i bez własnego zdania.
Rusiecki w roku 2017, po kilku miesiącach bezpartyjności, wstąpił do Platformy Obywatelskiej, a niebawem został wicestarostą leszczyńskim. W roku 2019 z powodzeniem wystartował do sejmu. Do wyborów podszedł spokojnie, nie licząc na wygraną. Miał wesprzeć listę i zrobić dobry wynik. Zdobył mandat. Bez napinki, nieco zaskoczony.
W kampanii parlamentarnej w roku 2023 było już zdecydowanie inaczej. Ostro walczył o reelekcję, ale też o zwycięstwo całej ówczesnej opozycji – KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. Głosów przysporzyła mu na pewno wizyta Donalda Tuska w Lesznie. Grzegorz Rusiecki był jej gospodarzem. Planowano, że premier spotka się w Lesznie tylko z lokalnym przedsiębiorcą, a w ratuszu porozmawia z młodzieżą. Ale na Rynek przybyły tłumy, więc Donald Tusk wyszedł do ludzi. W swoim wystąpieniu z imienia i nazwiska podziękował Grzegorzowi Rusieckiemu. Dla potencjalnych wyborców posła z Leszna to musiało mieć znaczenie.
Dopiero co dostał się do sejmu…
W nowej, obecnej kadencji sejmu Grzegorz Rusiecki został wiceprzewodniczącym Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Czy liczył na więcej? Mógł zostać sekretarzem stanu w którymś z ministerstw, mógł zostać członkiem jednej z komisji śledczych? Nie ma żadnej takiej posady. Dla obserwatorów lokalnego życia politycznego to był pierwszy znak – Rusiecki nie dostał ważnej funkcji w Warszawie, bo ma wystartować w wyborach na prezydenta Leszna. Bo jak nie on, to kto?
– Platforma w Lesznie ma krótką ławkę kadrową, więc Grzegorz Rusiecki – jako szef leszczyńskich struktur PO – nie miał innego wyjścia i musi startować w wyborach na prezydenta Leszna. Wiem, że była na niego presja ze strony władz wielkopolskich i centralnych partii – twierdzi obecny prezydent miasta Łukasz Borowiak, kiedyś także członek PO i poseł tej partii.
Grzegorz Rusiecki oficjalnie widzi to inaczej. Mówił o tym podczas poniedziałkowej prezentacji jego kandydatury w leszczyńskim ratuszu. Zaraz po tym, jak dostał owacje, przyznał, że spodziewa się pytania o to, dlaczego dopiero co chciał być posłem, a już chce być prezydentem. Jego odpowiedź jest taka: – 15 października zmieniliśmy Polskę, pogoniliśmy PiS i budujemy nową, lepszą, wspólną, akceptującą różnice Polskę. I bardzo by mi zależało, żebyśmy 7 kwietnia rozpoczęli w Lesznie budowanie lepszego miasta, pogonili PiS, któremu dziś przewodzi prezydent Łukasz Borowiak i zaczęli zmieniać nasze miasto.
– Mam wrażenie, że Grzegorz Rusiecki i jego otoczenie cały czas żyją sprawami centralnymi. Tymczasem my tutaj, lokalnie, jesteśmy już tym zmęczeni – komentuje Łukasz Borowiak. – Pan Rusiecki stara się przypiąć mi łatkę „pisiora”. A ja bym wolał, żebyśmy porozmawiali o tym, co zostało w Lesznie zrobione. Co ja zrobiłem przez 9 lat mojej prezydentury, a co zrobił Grzegorz Rusiecki, gdy był wiceprezydentem miasta, moim zdaniem miernym. Asfalt i chodnik na ulicy nie mają legitymacji partyjnej. Gdybym nie korzystał z pieniędzy z rządowego Polskiego Ładu, nie mógłbym realizować tylu inwestycji i spotkałbym się z zarzutami ze strony mieszkańców. W kampanii wyborczej będę przypominał dokonania dwóch moich kadencji, od roku 2014 do teraz. I chciałbym z Grzegorzem Rusieckim rozmawiać o Lesznie, a nie o partiach politycznych.
Bezpartyjny, czy pisowski?
Łukasz Borowiak od 10 lat nie należy do żadnej partii. Wybory wygrywa z lokalnego komitetu PL 18 swojego imienia i taki wystawi także w tym roku. Rządzi Lesznem w koalicji z PiS-em, z PiS-u ma wiceprezydenta Piotra Jóźwiaka. Bez PiS-u Łukasz Borowiak – jako włodarz miasta – miałby o wiele trudniej i to nie podlega żadnej dyskusji. Wciąż ciążą na nim obchody 98. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego, które w roku 2016 pisowska administracja rządowa zorganizowała na Rynku w Lesznie (mimo, że Leszno udziału w powstaniu nie brało), w kontrze do wydarzeń przygotowanych w Poznaniu przez marszałka województwa wywodzącego się z PO. Marszałek nie chciał w Poznaniu wojska i apelu smoleńskiego. W Lesznie na Rynku było jedno i drugie.
Łukasz Borowiak w Platformie jest przegrany. Goszcząca w poniedziałek w Lesznie marszałkini Kidawa-Błońska nie wyraziła zainteresowania spotkaniem z prezydentem mimo, że zaproszenie takie zostało wysłane z Urzędu Miasta do Kancelarii Senatu. Ważny polityk z obecnego obozu rządzącego zasugerował nam, że Lesznu i obecnemu prezydentowi ciężko będzie teraz uzyskać jakiekolwiek pieniądze z Warszawy. No, chyba że 7 kwietnia dojdzie do zmiany władzy i włodarzem miasta zostanie Grzegorz Rusiecki.
Już ta pierwsza wymiana zdań: Borowiak jest z PiS-u, a Rusiecki był miernym wiceprezydentem, wskazuje na to, że samorządowa kampania wyborcza w Lesznie nie będzie nudna. W 2018 roku, kiedy panowie rywalizowali ze sobą po raz pierwszy, było ostro i niesmacznie. Nie odbyło się także bez procesów sądowych. Jedna ze spraw dotyczyła miejsca zamieszkania Grzegorza Rusieckiego. Łukasz Borowiak zarzucił swojemu rywalowi, że wbrew temu, co deklaruje, nie mieszka w Lesznie, tylko w Święciechowie. Tłumaczenia Grzegorza Rusieckiego przekonały sąd, ale niekoniecznie wyborców. Afera z miejsce zamieszkania była jedną z głównych przyczyn wyborczej porażki Rusieckiego. Przypomnijmy, że wybory przegrał wtedy już w pierwszej turze. Borowiak go zdeklasował – zdobył aż 14.355 głosów (53,47%). Rusiecki tylko 8897 (33,14%). Dziś – na pewno – Grzegorz Rusiecki mieszka w Lesznie, na Zatorzu, a niedowiarków zaprasza na spacer po okolicy.
To nie będzie spokojna kampania
– W kampanii wyborczej zaprezentujemy bardzo dobry program i wspaniałych kandydatów do Rady Miejskiej – mówił Grzegorz Rusiecki w poniedziałek, tuż po swojej nominacji, stojąc u boku marszałkini senatu, przed lokalnymi dziennikarzami i kamerami ogólnopolskich telewizji, w ratuszu, w reprezentacyjnym gabinecie prezydenta Leszna. – Chcemy, aby nasza kampania była pozytywna. Będziemy mówić o tym, co należy zrobić z tego, co w poprzednich latach nie zostało zrobione. Absolutnie nie zamierzamy prowadzić kampanii negatywnej. Będę budował wspólnotę i nie będę nikogo wykluczał. Leszno zasługuje na czyste powietrze i otwarte umysły – deklarował.
Przed swoimi sympatykami zapewniał: – My naprawdę Leszno mamy w sercach i nie jest dla nas bez znaczenia, co dzieje się w naszej małej ojczyźnie. Są takie momenty w naszym życiu, kiedy dla dobra publicznego, dla sprawy, trzeba posłuchać serca. Moje serce podpowiada mi, że 7 kwietnia będziemy mieć nowego prezydenta w Lesznie!
W spokojną kampanię obu panów uwierzyć trudno.
Borowiak i Rusiecki nie żywią do siebie sympatii. Kiedy 15 października ubiegłego roku Grzegorz Rusiecki po raz drugi dostał się do parlamentu, a w Lesznie zrobił najlepszy wynik spośród wszystkich startujących do sejmu kandydatów (zagłosowało na niego 10.186 osób, co trzeci dorosły mieszkaniec miasta), Łukasz Borowiak nie złożył mu gratulacji. Choć z telefonem się nie rozstaje, nie zadzwonił, nie przysłał wiadomości. Do dziś tego nie zrobił. Może to drobnostka, ale w polityce ma kolosalne znaczenie. Rusiecki to teraz polityk partii rządzącej i każdy samorządowiec wie, że prywatnie można go nie lubić, ale „zawodowo” lub jak kto woli „w interesie miasta i jego mieszkańców” (to slogan jakże często używany przez przedstawicieli lokalnej władzy) należy z nim dobrze trzymać.
Borowiak, Rusiecki lub ktoś trzeci
Czy Grzegorz Rusiecki ma szansę pokonać w wyborach obecnego prezydenta Leszna? Tak, i to większe niż w roku 2018. Dziś jest bogatszy o niemal 5 lat funkcjonowania w wielkiej polityce – w sejmie. Dziś jest członkiem koalicji rządzącej, znającym polityków piastujących najwyższe urzędy w kraju. Dziś ma za sobą Zatorze, tę część miasta, która od kilkudziesięciu lat czeka na przebudowę ulicy Święciechowskiej. To aktywni mieszkańcy, wygrywają każdy Budżet Obywatelski Leszna, w ostatnich wyborach mocno wspierali urzędującego prezydenta i jego komitet wyborczy. Dziś nie popierają Łukasza Borowiaka, ani swojej radnej, która dostała mandat z prezydenckiego komitetu. Nie ma ulicy, nie będzie głosów.
Za Łukaszem Borowiakiem stoją dokonania minionych 9 lat. Trzeba oddać mu sprawiedliwość, że w tym czasie Leszno się zmieniło. Ma inwestycje, którymi może się pochwalić – odnowiony ratusz, nowoczesną bibliotekę, placówki oświatowe w Zaborowie, zmodernizowany Trapez, zrewitalizowane parki i nowe boisko ze sztuczną trawą. Jego sukcesem jest na pewno utworzenie spółki Lotnisko Leszno, która od lat organizuje największe pokazy lotnicze w Polsce, a może i Europie. Łukasz Borowiak konsekwentnie, od początku sprawowania urzędu, wspiera organizacje pozarządowe, w których działa kilka tysięcy osób.
O wyborczym sukcesie każdego z kandydatów zdecyduje sposób prowadzenia kampanii i ludzie, którzy za nimi stoją. I jasne deklaracje, co z ulicą Święciechowską i drogą na Gronowo. Kiedy obie te inwestycje będą zrealizowane? Skąd będą finansowane?
Jeśli Grzegorz Rusiecki wygra wybory zostanie drugim najmłodszym prezydentem Leszna w historii miasta. Obecny prezydent, gdy obejmował urząd w roku 2014 miał 39 lat. Jeśli zwycięży Łukasz Borowiak ma szansę rządzić miastem 15 lat, tylko o rok mniej niż najdłużej sprawujący ten urząd prezydent Tomasz Malepszy.
No, chyba że wybory wygra ktoś trzeci – czarny koń, kandydat lub kandydatka PiS-u, Konfederacji, Trzeciej Drogi. Póki co innych, oficjalnych kandydatur, nie ma.
(Lidia Matuszewska, Fot. ABC)
Link do tekstu: Łukasz Borowiak i Grzegorz Rusiecki znów stoczą „Bój o Leszno”. Kto tym razem ma większe szanse na zwycięstwo? Gazeta ABC
Dodaj komentarz