„Wybierają śmierć” Piotr Steffen, Aktualności Lokalne
Rośnie liczba samobójstw. Co miesiąc zabija się mieszkaniec powiatu. Mężczyźni najczęściej się wieszają, kobiety sięgają po tabletki. Samobójcami coraz częściej są młode osoby.
– Do dzisiaj do końca nie wiem, czym to było. Zażywając tabletki było mi już wszystko jedno, chciałam się wyciszyć, nie czuć bólu, gdy trafiłam na pogotowie i zrobiono mi płukanie żołądka, zakwalifikowano to jednak jako próbę samobójczą i od razu skierowano na specjalistyczny oddział – opowiada 43-letnia dzisiaj Marzena. W jej przypadku, trudnym do udźwignięcia ciężarem była strata wielkiej miłości, wieloletni romans męża, w efekcie rozwód i strata całego dobytku. I to wszystko w tydzień. – Prawda jest taka, że gdybym wzięła dwie-trzy tabletki więcej, mogłoby się skończyć tragicznie. To były silne psychotropy, wymieszane ze sobą, zażyte w znacznie większej ilości niż norma – wspomina. – Ja także zażyłem tabletki – mówi 54-letni Jerzy (rozmowa z nim w materiale obok).
Zdecydowanych, jak oni, na ostateczne rozwiązanie, jest coraz więcej. – Liczba samobójstw badana jest w Polsce od około 1990 roku. Niestety w ostatnich latach odnotowujemy wzrost. Podobnie jak było to około roku dwutysięcznego. Później był stopniowy spadek i od 2016 roku statystyki ponownie rosną – mówi doktor Wojciech Czernaś, kierujący oddziałami psychiatrycznym oraz leczenia alkoholowych zespołów abstynencyjnych w Szpitalu Powiatowym w Złotowie. W Polsce notuje się obecnie około pięciu tysięcy samobójstw rocznie. – W naszym powiecie statystyki dotyczące wzrostu pokrywają się z krajowymi – dodaje lekarz. Prokurator rejonowy Sebastian Drewicz potwierdza dramatyczne dane: 2009 rok – 7 samobójstw; 2010 – 2; 2011 – 7; 2012 – 7; 2013 – 10; 2014 – 7; 2015 – 3; 2016 – 11 (+ 3 próby, które nie zakończyły się zgonem); 2017 – 12 (+ 2 nieskuteczne próby); 2018 – 11 (+ 2 nieskuteczne próby); 2019 – 6 samobójstw w pierwszym półroczu. Zatem w ostatnich latach średnio co miesiąc zabija się mieszkaniec powiatu.
Nieskutecznych prób jeszcze więcej
– Jeśli chodzi o nieskuteczne próby, w rzeczywistości statystyki są zdecydowanie wyższe – podkreśla doktor Czernaś. – One często w ogóle nie są wychwycone. Dochodzi np. do zatrucia lekami, które nie jest zauważone. Uznaje się to za osłabienie lub pogorszenie choroby przewlekłej, bo osoba tego dokonująca nie przyznaję się do samobójstwa – przywołuje statystyki środowiska medycznego, które określają, że u osób bez zaburzeń psychicznych na jedno samobójstwo przypada około piętnastu prób samobójczych. – Statystyki najczęściej dotyczą dokonanych samobójstw lub tych osób, które po nieudanej próbie trafiły do szpitala. Bo w takich sytuacjach tylko część osób ma kontakt z lecznictwem ogólnym, a jeszcze mniej z psychiatrią – zaznacza. W tym względzie powołuje się przede wszystkim na przypadki kobiet, które najczęściej podejmują próbę przez zatrucie lekami. – Często taka intoksykacja przechodzi samoistnie, osoba taka nie zgłasza się nigdzie po pomoc i nie jest to nigdzie odnotowane – zdaniem lekarza, jeżeli w powiecie mamy w tej chwili kilkanaście samobójstw rocznie, można założyć, że nieskutecznych prób samobójczych jest przynajmniej dziesięciokrotnie więcej. – Te dane wyglądają inaczej w przypadku osób chorych psychicznie. Tutaj na jedno samobójstwo przypadają 3-4 próby, co wynika po prostu z tego, że te osoby są skuteczniejsze i bardziej zdeterminowane w podejmowaniu takich czynów.
Półtora tysiąca pacjentów
W oddziałach złotowskiego szpitala takie dramaty również miały miejsce. – Dokonywanie samobójczych prób przez pacjentów jest nieodłączną częścią naszej pracy. Każdy lekarz psychiatra wcześniej czy później spotka się z sytuacją, w której jego pacjent odbierze sobie życie – przyznaje doktor Czernaś. – Staramy się mieć jak najwyższe standardy bezpieczeństwa i wielokrotnie udało nam się zapobiec takim próbom. Niestety nie zawsze.
Zresztą pacjentów wspomnianych oddziałów w złotowskim szpitalu również przybywa. Na oddział psychiatryczny trafia w tej chwili 700-800 osób rocznie, na OLAZA (Oddział Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych) drugie tyle. Wedle szacunków doktora Czernasia, około 10-15% hospitalizowanych w Złotowie to pacjenci po próbach samobójczych. – Część z nich nie wymaga dłuższego pobytu w szpitalu, wystarcza konsultacja – dodaje lekarz.
Te robiące wrażenie liczby dotyczą nie tylko mieszkańców powiatu złotowskiego, ale też pacjentów z regionu obejmującego m.in.: Piłę, Wągrowiec, Krzyż, Czarnków, Wyrzysk czy Gniezno. Z jakich środowisk są ofiary? – Nie ma reguły, choć częściej jednak z wiosek – mówi o naszym powiecie prokurator Drewicz. Jakie miejsca najczęściej wybierają ofiary? – Kompleksy leśne. Podejmując takie działanie te osoby z reguły nie robią tego na oczach najbliższych, tylko poza miejscem zamieszkania – dodaje. Powody? – Nieporozumienia rodzinne, zdrady, niepowodzenia finansowe. Tak naprawdę jednak do końca nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować – podkreśla prokurator.
– Coraz rzadziej dochodzi do samobójstw z powodów finansowych. Z tych względów miały one miejsce głównie w latach 90-tych – zdaniem psycholog Hanny Olenckiej, obecnie wśród przyczyn dominują kwestie związane z uczuciami i nałogami. – Uzależnienia bardzo mocno degradują psychikę – podkreśla.
Instrukcja unicestwienia
– Samobójstwo jest pewnym spektakularnym czynem pokazującym bezsilność. Często, nim do niego dojdzie, jest sporo rzeczy, zjawisk, które sygnalizują, że może coś się wydarzyć. U większości pewne zachowania i sytuacje mogą świadczyć o takiej możliwości. Samobójstwo jest skrajną formą działań o charakterze autodestrukcyjnym. Ciąg zdarzeń, które do tego mogą doprowadzić wygląda następująco: rozważania o śmierci; ryzykowne zachowania, których te osoby wcześniej nie podejmowały; pierwsze działania autodestrukcyjne, np. samookaleczenia; wreszcie rozważania o samobójstwie; tendencje samobójcze; ostatecznie próba – opisuje doktor Czernaś. Ile trwa ten proces? – Różnie. Samo samobójstwo nie jest jednostką chorobową. To czyn dokonywany najczęściej przez osoby z zaburzeniami psychicznymi – zdaniem lekarza to około 80% przypadków. – Ale może być popełnione przez ludzi zdrowych, np. z pobudek ideologicznych, po aresztowaniu, czy z powodu ciężkiej terminalnej choroby lub przewlekłego bólu – lekarz przyznaje, że coraz częściej wśród przyczyn są też depresje, schizofrenie czy zaburzenia osobowości. – Szacuję, że 10-25% osób z depresją lub zaburzeniami depresyjnymi podejmuje próby samobójcze. Wpływ mają także coraz bardziej popularne narkotyki – potwierdza lekarz. – Są to również przemiany kulturowe i społeczne. Współczesność to nieustający wyścig – uzupełnia Hanna Olencka. – Spisywanie testamentu, mówienie o śmierci, rozważania o kontakcie ze zmarłymi, niekiedy wręcz żegnanie się z bliskimi, a także przeglądanie stron internetowych, gdzie można znaleźć nawet instruktaż, jak popełnić samobójstwo – doktor Czernaś przestrzega, że na tak ewidentne sygnały trzeba reagować.
„Profil” ofiary? – Płeć męska, rasa biała, do 35 roku życia – Wojciech Czernaś i Hanna Olencka przyznają, że te osoby, co potwierdzają statystyki, najczęściej popełniają samobójcze czyny. – Ale coraz częściej są to również osoby między 65 a 80 rokiem życia. Powiedziałbym nawet, że te osoby działają w bardziej zdeterminowany sposób – dodaje psychiatra.
Impuls, decyzja – kończę
Jak często ofiary zostawiają listy? – To rzadkość. Powiedziałbym, że taką informację zostawia jedna, góra dwie ofiary na dziesięć – mówi prokurator Drewicz. – Najczęściej kierowane są do rodziny, jest to jakaś próba wyjaśnienia, dlaczego ktoś tak uczynił. Albo są to przeprosiny za decyzję.
O czym świadczy fakt, że tak niewielu, podejmując ostateczną decyzję, chce wyjaśnić jej okoliczności? – Dla mnie to jest raczej impuls. W określonym stanie psychicznym pojawia się myśl, by zakończyć byt i następuje działanie. Rzadko kiedy ktoś podejmuje taką decyzję w pełni przemyślany sposób, decydując się, że zamyka swoje sprawy, rozlicza się z życiem, zostawia list i odchodzi, bo uważa, że tak będzie lepiej. W przypadkach, z którymi ja miałam do czynienia najczęściej była to nagła decyzja – mówi Hanna Olencka. Co zatem z teorią, że samobójcy stopniowo oswajają się z decyzją o zakończeniu życia? – Zdarzają się sytuacje, że są to przygotowane, świadome działania. Mamy wrażenie, że ten, kto podjął już ostateczną decyzję, rozpogodził się, rozchmurzył. Bo podjęcie decyzji uspokaja człowieka zdeterminowanego do unicestwienia się, a później jest tylko wyczekiwanie na odpowiedni moment. Kiedy analizowaliśmy z członkami osieroconych rodzin takie działania, było widać, że to przygotowanie trwało pewien czas, ale najbliżsi wtedy tego nie widzieli. Nie dostrzegali różnicy w zachowaniu swoich bliskich. Mimo wszystko uważam, że samobójców, którzy świadomie podjęli jednoznaczną decyzję o pożegnaniu ze światem, jest stosunkowo niewielu. – Przychodzi mi na myśl jedna z sytuacji, jaka miała miejsce w powiecie. Mężczyzna miał problem, pracowaliśmy nad poprawą jego stanu. Działo się źle, natomiast najbliższa mu osoba miała nadzieję, że wszystko zaczyna przybierać dobry kierunek i że dojdzie do porozumienia. Nic nie wskazywało, że może dojść do tragedii. Jednak wydarzyło się coś takiego, że ten człowiek pękł. To było działanie nagłe, ale mężczyzna był w złym stanie psychicznym. W jego psychice przez dłuższy czas działo się wiele niedobrego i nawet obiektywnie nieistotny bodziec mógł wyzwolić takie działanie.
Co rzeczywiście dzieje się w głowie ofiary? Gdzie jest lęk przed bólem, samounicestwieniem, przed tym, co może być dalej? Co z wiecznym potępieniem? – Umysł chyba wyłącza te kwestie – przypuszcza doktor Czernaś. – Pewne okoliczności, na które nie jesteśmy przygotowani, których emocjonalnie nie jesteśmy w stanie podźwignąć, powodują, że ten strumień świadomości zawęża się na tyle, że w danych sytuacjach nie można zrobić nic lepszego niż samobójstwo – dodaje. – W pewnym momencie poczuł, że jest zakleszczony, że nie ma co ze sobą zrobić – o jednym z pacjentów mówi Hanna Olencka. – Niekiedy człowiek jest po prostu zaplątany w okoliczności i nie potrafi sobie poradzić. Niektóre przypadki są bardzo zagmatwane, ale często są to zwykłe rzeczy, które, zebrane razem, niezwykle ciążą. Trudno rozróżnić wtedy, co jest powodem, a co skutkiem próby bądź dokonanego samobójstwa – opisuje psycholog.
Zabieram zabawki, radźcie sobie
Wielu uważa, że zdecydowana większość samobójców w chwili targnięcia bądź odebrania sobie życia jest pod wpływem używek. Prokurator dementuje uogólnienie. – Owszem, są ofiary, u których w trakcie badania krwi stwierdza się obecność alkoholu czy narkotyków, jednak takie przypadki to mniejszość. Bywa, że jest to któryś z tych środków, zdarza się też, że są to zarówno alkohol jak i narkotyki. U większości badanie krwi niczego jednak nie wykazuje – dodaje Sebastian Drewicz. – Alkohol jest środkiem zmniejszającym napięcie. Niektórzy rzeczywiście piją świadomie, na odwagę. Jest też jednak druga, większa grupa osób, które po prostu pod wpływem alkoholu zachowują się impulsywnie i w tym kontekście, pod jego działaniem, popełniają samobójstwo – uzupełnia doktor Czernaś.
Hanna Olencka jest przekonana, że kobiety mają silniejszą psychikę. – Jestem niemal pewna, że gdyby szczegółowo przeanalizować statystyki, okazałoby się, że kobiety stanowią zdecydowanie mniejszą część samobójców – wyraża pogląd. To zgadzałoby się z wcześniejszym wątkiem dotyczącym „profilu” najczęstszych ofiar. – Choć z drugiej strony trzeba pamiętać, że mężczyźni sięgają po metody, które są bardziej skuteczne – Wojciech Czernaś zaznacza, że u mężczyzn jest to powieszenie, u kobiet tabletki. – Uważam jednak, że w trudnych sytuacjach kobiety częściej szukają rozwiązania. Nie uciekają. Bo ja ciągle uważam i będę przy tym trwać, że samobójstwo to jest ucieczka. To nie jest akt odwagi. Uciekam, zabieram swoje zabawki, wy się martwcie. Nie jest to fair w stosunku do tych, którzy żyją. Z reguły współczujemy komuś, że był psychicznie zmuszony do podjęcia takiego kroku, a nie skupiamy się na żyjących. Tymczasem tak naprawdę to oni są ofiarami – psycholog nie godzi się z tym, aby najbliższych obarczać winą. – To właśnie ta rodzina najczęściej zadaje sobie pytanie: dlaczego? Bo nie mają bladego pojęcia, co popchnęło tych ludzi do takiego czynu.
Determinacja czy wołanie o pomoc?
W ocenie doktora Czernasia i prokuratora Drewicza, mężczyźni nieprzypadkowo decydują się głównie na powieszenie. – Są skuteczne. To szybka śmierć – prokurator potwierdza, że decyduje się na nie 80% samobójców. – Jeśli ktoś wybiera miejsce, gdzie może się swobodnie wspiąć, zawiesić sznur i powiesić, tak naprawdę na 100% ma pewność, że będzie to próba skuteczna – wskazuje, że wysokość i ciężar sprawiają, iż momentalnie dochodzi do zerwania rdzenia kręgowego. Nie wszyscy jednak wybierają znajdujące się sporo nad podłogą belki czy wysoko rosnące gałęzie. – Zdarzało się, że ofiara dokonywała powieszenia, leżąc na łóżku. Zaciągając pończochę na szyję, zrzucając się z łóżka zaledwie czterdzieści centymetrów niżej – prokurator z autopsji zna przypadki powieszeń właśnie na pończochach czy krawatach, przywiązanych do klamek czy kaloryferów. Przyznaje zresztą, że to trudne do wytłumaczenia przypadki. Przy takiej wysokości jest przecież możliwość podparcia się nogą czy rękę, a jednak i takie próby bywają skuteczne. Czy w śmiertelnych przypadkach świadczą o determinacji ofiary, a w przypadku tych, którzy przeżyli, są dowodem, że nie było zamiaru śmierci, a było to wołanie o pomoc? – Jeśli ktoś wiesza się na klamce czy na kaloryferze, i rzeczywiście są to zgony skuteczne, nie wiem, czy można mówić o tym, że ta osoba była pewna, że zginie, czy miała jednak nadzieję, że ktoś ją uratuje. Wybiera sposób, który na pierwszy rzut oka jednak nie do końca może być skuteczny – mówi Sebastian Drewicz.
– Sądzę, że nawet w momencie zdecydowania jest chwila, kiedy zadziała instynkt samozachowawczy. Kiedy jest nisko, ta noga pójdzie pod ciało, żeby się podciągnąć do góry. Podkreślam jednak: przy zachowanym instynkcie samozachowawczym, czyli czymś, co stanowi o istocie naszego życia, instynktownie bronimy się przed skaleczeniami, chorobami, a tym bardziej śmiercią. Jeśli instynkt jest zachwiany, to świadczy o głębokich zaburzeniach. Jak dalece musi być pokiereszowana psychika, jeśli chcemy skończyć z życiem… – odnosi się Hanna Olencka. – Nawet gdy ktoś próbuje się ratować, a to się nie udaje, można tylko przypuszczać, że poprzez swoją manipulację jeszcze bardziej zaciska pętlę i jest to metoda, którą bardzo trudno powstrzymać – przypuszcza Wojciech Czernaś.
Młodzi, piękni, nieprzygotowani
Okazuje się, że do popełnienia samobójstwa wystarczy błahy powód, przynajmniej z pozoru. – Mężczyzna dowiedział się, że ma orzeczony przez sąd zakaz prowadzenia pojazdów, w tym oczywiście ciągników. Był rolnikiem. Załamał się i powiesił – opisuje prokurator.
Niestety coraz częściej, również z tych prozaicznych powodów, samobójstwa są udziałem młodych ludzi. Jedno z nich szczególnie utkwiło w pamięci Sebastiana Drewicza. – Popełniła je piękna dziewczyna w wieku około dwudziestu lat. Zabiła się, ponieważ rzucił ją chłopak, który potem gdzieś wyjechał. Zresztą jakiś czas później go widziałem. Takie sprawy bolesne są nie tylko dla rodziców. Również dla nas, osób, które stykają się z tym z racji wykonywanego zawodu, są bardzo trudne. Zwłaszcza wtedy, kiedy umiera dziecko i to z błahych powodów. To była normalna rodzina, zadbany dom, nie żadna zabita dechami nora. Rodzina na tyle majętna, że dziewczyna pewnie trafiłaby gdzieś dalej na studia, mogłaby się rozwijać, wieść szczęśliwe życie. Niezwykle przykre jest to, że pod wpływem chwili podejmowane są aż tak dramatyczne decyzje. Przez osoby, które nie znają jeszcze życia – mówi prokurator. W pamięci utkwiła mu również inna historia. – Chłopak próbował zabić się rożnymi sposobami. Widać było, że miał obawy przed tym, żeby nie spowodować cierpienia. Była i próba gazu, i powieszenia, i cięcia, ostateczna była skuteczna – wspomina.
– Ten wzrost samobójstw i prób samobójczych wśród młodych osób, zwłaszcza do osiemnastego roku życia, jest bardzo niepokojący – doktor Wojciech Czernaś powołuje się na kolejne dramatyczne statystyki. – Jesteśmy drugim krajem w Unii Europejskiej jeśli chodzi o ilość samobójstw do osiemnastego roku życia – podkreśla.
– W zawodzie pracuję od 39 lat i mam pewne spostrzeżenia – mówi Hanna Olencka. Obserwuję przez te lata, jak wygląda wychowanie dzieci i uzyskiwanie samodzielności. Ciągle tłumaczę rodzicom, że ich najważniejsze zadanie to tak wychować dziecko, żeby było niezależne od innych i samodzielne w życiu. Niezależnie od tego, jakie będzie miało wykształcenie, żeby umiało sobie radzić w różnych sytuacjach i okolicznościach. To wymaga stałej pracy wychowawczej, na którą poświęcamy coraz mniej czasu. Bez takiej pracy efekt jest taki, że w dorosłość wchodzą ludzie kompletnie nieprzygotowani do życia, którzy bez mamy i taty z niczym nie potrafią sobie poradzić. Z niczym. A co dopiero z życiem!?
Znamię na całe życie
Czy o tych, którzy próbowali, a przeżyli, można być spokojnym? – Próba samobójcza zwiększa ryzyko na przyszłość. Jest to czynnik prognostyczny, który przestrzega, że taka osoba może ponowić takie działanie. Nie ma jednak tutaj żadnej reguły. Są tacy, którzy czynią to raz i skutecznie, a są i tacy, którzy próbują wielokrotnie i na szczęście żyją. Gdy ktoś opuszcza oddział, nie da się zapewnić, że za miesiąc, za rok albo za dwadzieścia lat nie dokona ponownej próby – odpowiada Wojciech Czernaś. – Nie można uogólniać. Jeżeli przeszli przez terapię, bardziej siebie poznali, nauczyli się, jak reagować w określonych sytuacjach i jak sobie z nimi radzić, powinni być silniejsi, odporniejsi. Są jednak tacy, którzy na tamtym etapie pozostali i każda sytuacja może ich wpędzić w podobny sposób rozwiązania problemu – twierdzi Hanna Olencka.
– Ilekroć pojawia się większy problem, te przemyślenia wracają. Ponownie znajduję się w tamtej sytuacji. Pojawia się myśl, że gdyby wtedy to się stało, nie byłoby dzisiaj problemu – opisuje ten stan Marzena. Po tym, jak zażyła tabletki, znalazła ją przyjaciółka, która przywiozła ją na pogotowie. – Te stany przygnębienia do końca nie mijają. Pojawienie się każdego większego problemu wiąże się z czarnymi myślami. To tak, jakby te depresyjne stany były uśpione, jak picie u alkoholika – opisuje. Co pomaga? – Nie można być z tym samym. Trzeba otaczać się pozytywnymi ludźmi. Dać sobie pomóc – twierdzi dziewczyna.
Przyszłość? – Będzie coraz gorzej. Przepraszam, że to mówię, ale depresja „kwitnie”. Ludzi z tą chorobą z roku na rok jest coraz więcej. Czy młodsi, czy starsi, wszyscy coraz częściej jej doświadczają. Niektórzy po prostu dlatego, że życie narzuca na nich tempo, któremu nie są w stanie podołać. Organizm nie daje rady i się wycofuje. Zaczynają się problemy ze snem, z jedzeniem, z codziennym funkcjonowaniem. W skrajnych przypadkach diagnoza brzmi: skrajne wyczerpanie organizmu. Niezwykle ciężko jest z tego wyjść – ocenia Hanna Olencka. Nawiązuje też do młodych, którzy coraz bardziej żyją mediami społecznościowymi. Jedną z rzeczy, których najbardziej się obawiamy, jest „śmierć społeczna”, ośmieszenie na niebywałą skalę. Dzisiaj mamy wrażenie, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Gdy coś się wydarzy, boimy się, że nie zaznamy od tego spokoju, że już zawsze będzie się to za nami ciągnęło. Stąd najczęściej biorą się samobójstwa nastolatków ośmieszanych w internecie – uważa złotowska psycholog.
Doktor Czernaś również wyraża obawy o przyszłość, zwłaszcza młodych. Tym bardziej, że dramatycznie wygląda sytuacja leczenia psychiatrycznego osób do osiemnastego roku życia. – Odważyłbym się powiedzieć, że powoli psychiatria dzieci i młodzieży przestaje w Polsce istnieć. Dostanie się do specjalisty jest coraz trudniejsze, niekiedy graniczy z cudem – podkreśla, że najbliższe nam ośrodki są w Poznaniu i Gnieźnie. – O profilaktyce w ogóle nie ma mowy, co jest tym ważniejsze, że najczęściej kondycja dziecka jest konsekwencją kondycji rodziny. W wielu krajach to funkcjonuje, w naszym nie. Skutki tego niestety będziemy ponosić – zapowiada lekarz.
Imiona bohaterów zostały zmienione
Konkurs SGL Local Press 2019 wsparli: