Tekst nominowany w konkursie SGL Local Press 2017 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne”
Autor: Konrad Sinica, Tygodnik „Sztafeta”
– Za kilka lat nasi pacjenci, po odejściu przez lekarzy rodzinnych na zasłużone emerytury, leczyć się będą musieli chyba sami lub – być może – będą leczeni przez lekarzy z Białorusi – takie słowa padły z ust Marka Twardowskiego z Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. W jego stwierdzeniu nie ma cienia przesady. Większość lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) to osoby w wieku emerytalnym lub przedemerytalnym, a następców nie widać. W branży medycznej mówi się już nawet nie o luce, a o przepaści pokoleniowej.
W Stalowej Woli do Narodowego Funduszu Zdrowia zgłoszonych jest 67 lekarzy POZ, czyli tzw. lekarzy rodzinnych. W rzeczywistości jest ich znacznie mniej (prawdopodobnie ok. 40).
Liczby podane przez NFZ mogą być zawyżone chociażby przez to, że obejmują m.in. lekarzy w trakcie specjalizacji (rezydentów). Stąd np. w wykazie NFZ-etu figuruje czterech lekarzy w wieku 26 lat i kilkunastu innych przed trzydziestką. Dane mogą obejmować również np. osoby pracujące na zastępstwie.
Leczą nas emeryci
Lecz nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę te zawyżone zestawienia, to statystyki dla Stalowej Woli nie są optymistyczne. Średnia wieku lekarzy POZ to nieco ponad 48 lat. Mediana, czyli wartość środkowa, wynosi 52 lata. Oznacza to, że połowa stalowowolskich lekarzy rodzinnych jest starsza.
W Stalowej Woli i okolicznych gminach problem luki pokoleniowej jest jak najbardziej aktualny.
– Niedobór lekarzy jest zauważalny w całym naszym kraju, w różnym nasileniu, zależnie od regionu. Najgorzej jest w małych miejscowościach, najlepiej w dużych ośrodkach akademickich, zwłaszcza tam, gdzie są uczelnie kształcące lekarzy. Nie ma tu ścisłej reguły, ale znamienne jest, że większe ośrodki przyciągają młodych lekarzy. Spora część kadry lekarskiej w naszym kraju to lekarze w wieku emerytalnym lub do niego zbliżonym – mówi „Sztafecie” Wojciech Korkowski, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej przy ul. Kwiatkowskiego w Stalowej Woli.
Jego zdaniem sytuacja wygląda najgorzej prawdopodobnie w przypadku podstawowej opieki zdrowotnej. – Trzeba pamiętać, że znaczna część funkcjonujących dziś na naszym terenie lekarzy POZ to lekarze, którzy stali się takimi lekarzami w okresie transformacji służby zdrowia pod koniec lat 90. Już wtedy cześć z tych lekarzy była w średnim wieku, a trzeba pamiętać, że minęło od tamtej pory niemal 20 lat. Natomiast w trakcie tego okresu pojawiło się niewielu „nowych” lekarzy chętnych do pracy w podstawowej opiece zdrowotnej na naszym terenie – dodaje.
W stalowowolskim „ambulatorium”, któremu szefuje Wojciech Korkowski, pracuje 10 lekarzy POZ. Połowa z nich jest już na emeryturze i nadal pracuje, reszta jest w wieku średnim. Niektórzy z nich mają do siebie przypisanych ponad 2 tysiące pacjentów (prawny limit wynosi 2750). Zdarzają się dni, że przyjmują dziennie po 40 i więcej pacjentów.
Problem luki pokoleniowej i niedoboru lekarzy rodzinnych jest widoczny również w powiecie niżańskim. W przychodni w Rudniku nad Sanem pracuje troje lekarzy. Gdyby tylko chcieli, w tym roku wszyscy mogliby odejść na zasłużone emerytury. Według danych NFZ w gminie Jarocin nie ma ani jednego lekarza POZ przed pięćdziesiątką, podobnie jest w gminie Jeżowe.
– Zdecydowanie możemy mówić o luce pokoleniowej. Na razie POZ jest obsadzony w znacznej mierze ludźmi w wieku przedemerytalnym. Brakuje młodych lekarzy chcących specjalizować się w medycynie rodzinnej lub ogólnej. To jest po prostu ciężka praca. Pacjentów przyjmuje się bez przerwy, obłożenie pracą jest bardzo duże – mówi Halina Zając, pediatra i lekarz POZ z NZOZ nr 3 w Nisku. W tej przychodni przyjmuje 3 lekarzy rodzinnych, liczba zapisanych pacjentów to ok. 6 tysięcy.
– Kiedy ktoś z lekarzy chce wziąć urlop, wyjechać na szkolenie czy kongres, lub po prostu zachoruje, to pojawia się problem, bo musimy szukać zastępstwa, a to nie jest łatwe – dodaje Halina Zając.
POZ trzonem systemu
Według raportu NFZ „Podstawowa opieka zdrowotna, potencjał i jego wykorzystanie” z lutego 2016 roku, „W krajach UE 15 (państwa należące do Unii Europejskiej przed jej rozszerzeniem w 2004 roku – przyp. red) przeciętnie na 100 tysięcy mieszkańców przypada 87 lekarzy POZ (chociaż widełki są dość szerokie, np. we Francji jest to 160 lekarzy POZ). Ta wartość utrzymuje się od lat na względnie stałym poziomie. W krajach, które weszły do UE w roku 2004 i później ten wskaźnik jest dużo niższy (45), a w Polsce nie sięga nawet połowy tej wartości (21 według danych za 2013 rok – przyp. red.), choć trend jest wzrostowy”.
Dlaczego studenci medycyny rzadko decydują się na to, by w przyszłości zostać lekarzami POZ? – Trudno mi mówić za innych, ale przypuszczam, że po części jest to wynik zafascynowania młodych lekarzy różnymi ścisłymi specjalnościami lekarskimi, a po części obawa przed niełatwymi warunkami pracy i sporym obciążeniem, choć przecież specjalistom też łatwo nie jest. Ponadto w naszym społeczeństwie u niemałej części pacjentów pokutuje przekonanie, że najlepiej leczyć się u specjalistów i to lekarz specjalista jest często tym, którego pacjenci bardziej doceniają, choć niesłusznie i oczywiście nie ma tu reguły. Myślę, że może też chodzić tu o poczucie pewnej hierarchii, w której lekarz POZ miałaby stać nieco niżej niż specjalista (również niesłusznie zresztą) – przecież lekarz POZ jest trzonem naszego systemu ochrony zdrowia – zwraca uwagę Wojciech Korkowski.
Kto może dzisiaj zostać lekarzem POZ? – Na przestrzeni lat trwania nowego systemu od końca lat 90., przepisy w tym zakresie nieco zmieniały się, w kierunku stawiania coraz to wyższych wymagań. Według aktualnych wytycznych lekarzem POZ może zostać przede wszystkim lekarz o specjalizacji medycyny rodzinnej. Dotyczy to w szczególności lekarzy, którzy prowadzą indywidualne praktyki kontraktujące świadczenia z NFZ. Mogą oni współpracować w zakresie prowadzenia praktyk ze specjalistami internistami i pediatrami. Natomiast dopuszczeni do zatrudnienia w POZ są także lekarze specjaliści medycyny ogólnej, lekarze interniści I i II stopnia, pediatrzy, i lekarze innych specjalizacji, jeżeli udzielają świadczeń w tym zakresie nieprzerwanie co najmniej 10 lat od daty wejścia w życie określonych przepisów (przed 2007 rokiem – przyp. red.). Jest także grupa lekarzy, którzy są warunkowo dopuszczeni i muszą przejść stosowne przeszkolenie – tłumaczy Wojciech Korkowski.
Wiekowi rekordziści
Niedobór „świeżego narybku” w POZ powoduje, że przychodniach wciąż pracuje wielu emerytów. Gdyby jednak ich zabrakło, to system prawdopodobnie by się zawalił. I nie chodzi tu tylko o świeżo upieczonych emerytów. NFZ podaje, że w powiecie niżańskim wciąż przyjmuje 3 lekarzy w wieku powyżej 70 lat. Najstarszy z nich ma 77 lat. W powiecie stalowowolskim po siedemdziesiątce znajdziemy 9 lekarzy.
Najstarszym z nich jest Stanisław Bednarski, który 30 kwietnia skończył 87 lat. Wciąż przyjmuje w Ośrodku Zdrowia w Zbydniowie w gminie Zaleszany.
Do tej miejscowości trafił z nakazu pracy w 1954 roku, wtedy ośrodek zdrowia mieścił się jeszcze w dworze Horodyńskich. – Pracowałem w Tarnobrzegu i stamtąd skierowano mnie do Zbydniowa. Początkowo trochę się buntowałem, bo w Tarnobrzegu miałem swoich znajomych, ale jak już przyszedłem, to przyzwyczaiłem się do Zbydniowa, zżyłem się z ludźmi, a oni ze mną. I tak już zostałem, tu się ożeniłem i tutaj mieszkam – opowiada Stanisław Bednarski.
Mimo 87 lat na karku wciąż nie brakuje mu chęci do pracy. – Ano mam zapał do pracy. Jeszcze mnie ciągnie, nie mogę usiedzieć na miejscu. Pacjenci też chcą żebym pracował, wciąż przychodzą do starego dziadka. Jeden z pacjentów powiedział mi, że w jego rodzinie leczę już piąte pokolenie. Kto by pomyślał, że tyle lat będę pracował. Ale dzięki pracy łatwiej mi żyć. Mobilizuje mnie to, że muszę iść do pracy. Dzięki temu mam też kontakt z ludźmi. Mam trochę swoich chorób, ale na razie dają mi pracować – opowiada Stanisław Bednarski.
Kłopot w całym kraju
Dzisiaj dzięki pracującym emerytom i prawie emerytom, system POZ jeszcze jakoś funkcjonuje. Jednak jeśli nic się nie zmieni, to za kilka lat mogą pojawić się ogromne problemy.
– Spory kłopot będzie niewątpliwie i to w całym kraju. NFZ stawiał wysokie wymogi co do ilości lekarzy w poszczególnych zakresach medycyny podlegających kontraktowaniu. Za tym w przeszłości nie szło odpowiednie kształcenie, nastawione też w szczególności na zastąpienie luki pokoleniowej. No i mamy co mamy. Jakie widzę rozwiązanie? Stworzyć odpowiedni system zachęt dla młodych lekarzy, aby kształcili się w zakresie medycyny rodzinnej. I oczywiście stworzyć możliwości w tym zakresie! Ten system zachęt mógłby też dotyczyć tych lekarzy specjalistów specjalizacji ogólnych jak np. interna, którzy byliby zmęczeni dyżurowaniem w szpitalach. Byś może chociaż niektórzy chcieliby przejść do POZ. Wtedy młodzi lekarze, którzy bardziej skłaniają się do pracy w szpitalu a nie w POZ, wypełniliby lukę po tych, którzy odeszliby ze szpitali do POZ. Za tym wszystkim muszą iść jednak odpowiednie środki finansowe i nie jest to zadanie tylko dla samorządów lokalnych, ale Ministerstwa Zdrowia we współpracy z samorządami – mówi Wojciech Korkowski.
Na zdjęciu: Stanisław Bednarski jest najstarszym lekarzem rodzinnym na terenie powiatów niżańskiego i stalowowolskiego. Mimo 87 lat na karku, wigoru i zapału do pracy mógłby mu pozazdrościć niejeden młodszy kolega po fachu.
Fot. Konrad Sinica