Droga do otrzymania dotacji unijnej jest trudna, ale obok nas żyją ludzie, którzy ją pokonali.
„Beneficjent”, „aplikować”, „koszty kwalifikowalne” – z tymi i wieloma innymi słowami spotkali się ci, którzy próbowali otrzymać dotacje unijne. O tym, czy i jak z nich korzystamy można się łatwo przekonać. Wystarczy rozejrzeć się po okolicy.
Miłość i pasja
Anusin. Mała wieś położona w powiecie siemiatyckim, w gminie Siemiatycze – to tutaj dwa lata temu Marcin i Agnieszka Balińscy otworzyli restaurację połączoną z hotelem, Folwark Księżnej Anny. Budynek swoim charakterem, wyglądem i nazwą nawiązuje do lokalnej historii Siemiatycz. Marcin Baliński jest nie tylko właścicielem Folwarku, ale też szefem kuchni. I to takim szefem, który w branży gastronomicznej, z niejednego pieca chleb jadał. – Zajmuję się gastronomią już 23 lata. Przeszedłem każdy szczebel w tym zawodzie, od barmana, pomocnika, kucharza aż po managera. Swoją przygodę zacząłem u pani Gesslerowej, później były kolejne lokale. Owoców morza uczyłem gotować się na Wyspach Kanaryjskich – opowiada właściciel. Jak to się stało, że Mazowszanin przeprowadził się na Podlasie i otworzył tu własny biznes? Odpowiedzi są dwie – miłość (do żony, która pochodzi z tych terenów) i pasja (do gotowania).
Jednak tego typu przedsięwzięcie pochłania ogromne sumy pieniędzy, dlatego Baliński zdecydował się na skorzystanie z dofinansowania unijnego. – To były lata, gdzie każdy korzystał z funduszy i stwierdziłem, że dlaczego nie spróbować? Jako restauracja spotkaliśmy się też z opiniami: „O, następny, który wybudował za unijne pieniądze, dostał interes za darmo”. To nie jest prawda, nic w życiu nie ma za darmo. – opowiada właściciel Folwarku.
W wieży Babel
Projekt został współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013. Aby przebrnąć przez proces tworzenia wniosku Marcin Baliński wynajął profesjonalną firmę doradczą. O punktach informacyjnych, gdzie urzędnicy udzielają darmowej pomocy wnioskodawcom Baliński nie wiedział. – Nie lubię papierkowej roboty, więc dla mnie wszystko było trudne: pisanie projektu, kosztorysu, dosyłanie jakichś etapów, dokumentacja – wylicza. – Na pewno musiałem być zameldowany na terenach wiejskich. Przez 5 lat nie mogę się z nich wymeldować, muszę utrzymywać zatrudnienie na danym poziomie, muszę cały czas przedstawiać sprzęt i urządzenia, które były w wykazie, nawet jeśli coś popsuje się, albo jest mi już niepotrzebne.
Kiedy pytam o język urzędniczy, zawarty w dokumentach, po chwili zakłopotania mój rozmówca oddycha z ulgą, bo biurokrację ma już za sobą. – Problem polega na zawiłym języku. czasami można powiedzieć coś prosto, co zrozumiemy bez pomocy doradców. Były też takie sytuacje, że wypełniając dokument byłem cały czas na łączach ze swoim doradcą, który podpowiadał mi jak go wypełnić. Czasem bywały to głupie sprawy, bo jak on mi powiedział: „słuchaj to jest to”, wiedziałem już jak i co, a początkowo było to czymś z innego świata. Tutaj wystarczy jakiś błąd w papierach i ja na pewnym etapie stoję z budową i nie mam…
Ziemniak czy krewetka?
Marcin Baliński popiera korzystanie z funduszy unijnych, dzięki którym nasz kraj, jak sam mówi, bardzo zmienił się na lepsze. Suma pieniędzy jaką otrzymał na wybudowanie lokalu wystarczyła mu jednak na pokrycie zaledwie 10% wszystkich kosztów inwestycji. Ile dokładnie? Tego nie chce zdradzać. Za otrzymane pieniądze kupił wyposażenie kuchenne, stoły i krzesła. Twierdzi, że gdyby wiedział o tym, ile będzie musiał spełnić kryteriów i ile pieniędzy otrzyma z funduszu unijnego, zdecydowałby się na kredyt. Czy poleciłby skorzystanie z takiej pomocy innym przedsiębiorcom? – Myślę, że tak, ale jeśli już starać się o nią, to trzeba napisać projekt tak, żeby dotacja pokryła chociaż 50% inwestycji – odpowiada Baliński. A co mówi o samych urzędnikach? Mówi, że „nie byli to ludzie bezduszni”. Wymagający i sprawdzający czy kryteria zostały spełnione, skrupulatni, ale pomagający i podpowiadający, jakie braki musiał uzupełnić.
Samorząd też korzysta
Beneficjentami, czyli korzystającymi z funduszy unijnych, mogą być również stowarzyszenia, fundacje czy samorządy. Pod koniec września władze powiatu siemiatyckiego pozyskały ok. 25 mln złotych na prace scaleniowe w gminie Perlejewo.
Projekt współfinansowany jest z Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich. Pozostała część zostanie sfinansowana z budżetu państwa. – Przygotowanie wniosku zaczęło się w ubiegłym roku. Polegało ono na wykonaniu tzw. założeń do scalenia, jako etapu przygotowania do charakterystyki obrębu, powierzchni gruntów rolnych, leśnych. Takie założenie na zlecenie starostwa przygotowuje Wojewódzkie Biuro Geodezji. Prace scaleniowe polegają na uporządkowaniu tzw. przestrzeni geograficznej rolnej, łączy się działki, wytycza granice, drogi. A w ramach zagospodarowania poscaleniowego, urządza się między innymi drogi dojazdowe do gruntów rolnych. – wyjaśnia starosta Jan Zalewski.
To ile projekt otrzymał punktów, uzależnione było od ilości mieszkańców zainteresowanych uczestniczeniem w nim. Każdy chętny musiał wypełnić oświadczenie o zgodzie do wzięcia udziału w przedsięwzięciu. Jak informuje starosta, prace mają rozpocząć się jeszcze w tym roku, a ich zakończenie przewidywane jest na 2020 rok.
Nic za darmo
Droga do otrzymania dofinansowania unijnego nie jest prosta. Jednak jak pokazują moi rozmówcy nie jest to niemożliwe. Dotację możemy otrzymać praktycznie na wszystko: na rozpoczęcie działalności gospodarczej lub na jej rozwój, na kupno sprzętu, oprogramowania komputerowego czy na kursy dokształcające. Ważne są: pomysł, terminowość, precyzja i chęci. Bo w życiu naprawdę nie ma nic za darmo, nawet dotacji unijnej.
Eleni Bogumiła Kryńska, Kurier Podlaski – Głos Siemiatycz,woj. podlaskie
Trwa konkurs dziennikarski pod nazwą „To się dzieje. Fundusze Europejskie”. Jest on kierowany do wszystkich uczestników warsztatów organizowanych w ramach projektu „Fundusze Europejskie na jedynce prasy regionalnej i lokalnej”.