Stało się, jak się stało. Ważne, że go mamy

Poświęcił wszystko. Wszystko, co miał, co mógł osiągnąć. Swoje życie, zdrowie, plany na przyszłość… I nasze życie – Renata Chełczyńska zdecydowanym ruchem, acz delikatnie, przeciera usta 22-letniego syna Patryka.

– Czy dobrze zrobił…? Ludzie mówią, że jest bohaterem – dodaje. Inni, głównie w internecie, kwitują, że skok do wody był po prostu głupotą.
Patryk nie zastanawiał się jednak nawet przez sekundę. Jak tylko widział tonącego kumpla, rzucił się na ratunek.
– Jestem dumna z tego, że nie wychowałam egoisty, nieczułego na krzywdę kolegi, kolegi z podwórka, z którym się dobrze znał, przyjaźnił… W imię czego poświęcił jednak to wszystko? W imię przyjaźni? Na pewno nie.

Od wypadku minęło siedem lat
25 czerwca 2008 roku Renata nie zapomni do końca życia. Była piękna, słoneczna środa. Dzień miał być początkiem nowego, lepszego życia. Wstała bladym świtem. Ogarnęła się i do pracy, nowej pracy. Kilkanaście minut i była w Gościńcu na Rozdrożu, w rodzinnym miasteczku, w Libiążu. Trafiła jej się dorywcza robota w kuchni. Cieszyła się, bo była szansa na stałą. Do pracy popędził też Mirosław, głowa rodziny, górnik w kopalni Janina.
Wychodząca przed szóstą Renata położyła na stoliku list dla Patryka – kartkę z listą zakupów i pieniądze. To był jedyny jego obowiązek na ten dzień. Był jak żywe srebro i miał tysiąc pomysłów na sekundę. Szybko zrobił zakupy i razem z o dwa lata młodszym bratem Michałem pobiegli do kolegów.
– Strzeliła im do głowy przejażdżka rowerowa. Pojechali do sąsiednich Broszkowic, nad Sołę – wspomina Renata.
Skusiła ich najprawdopodobniej piętrząca rzekę kaskada. Chcieli poskakać do pieniącej się wody. Pojawili się tam późnym rankiem. Cały dzień kąpali się i wylegiwali. Miejscowi mówią, że głębokość rzeki w tym miejscu sięga 2,5 metra. Dramat rozegrał się około godziny 16.
Zdaniem rodziny, popołudniem chłopcy zaczęli zbierać się do domu. Postanowili przemaszerować przez betony piętrzące wodę. Krystian niefortunnie potknął się na kamieniu. Wpadł do rzeki. Zaczął tonąć.

Żaden nie skoczył na ratunek
Niedługo po wypadku rówieśnik Adrian Tarasek z Broszkowic, będący świadkiem zdarzenia, przebieg tragedii, jaka rozegrała się przy kaskadzie, relacjonował nieco inaczej. W jego ocenie chłopcy z Libiąża podpłynęli do murku śluzy. Weszli na górę i zaczęli skakać do wody. Nie posłuchali rad miejscowych, którzy przestrzegali, że to bardzo niebezpieczne miejsce. W końcu jeden nie wypłynął. Woda zaczęła go wciągać.
– Ludzi tam była masa. Żaden nie wskoczył na ratunek Krystianowi. Może gdyby ktoś skoczył, historia potoczyłaby się inaczej – denerwuje się Mirosław Chełczyński, tata chłopaka przykutego od siedmiu lat do wózka.
Jego syn Patryk skoczył zaś za kumplem bez namysłu. Niefortunnie wpadł jednak prosto w wir. Krzyki gapiów usłyszeli: Jan i Mirosław Taraskowie, mieszkańcy wsi. Bez chwili zastanowienia ruszyli na pomoc. Związali ręczniki. Mirosław przywiązał się nimi i wskoczył w otchłań. Drugi koniec trzymał stojący na brzegu Jan, ojciec Adriana. Ręczniki jednak szybko namokły i rozwiązały się. Jan pobiegł więc do samochodu po linkę holowniczą. Rzucił ją bratu, a ten zawinął sznur wokół nogi. Zanurkował. Gdyby się coś działo, Mirek miał dwukrotnie pociągnąć linkę.
Zdaniem świadka w pewnym momencie Mirek uniósł tonących nad wodę, ale jednego z chłopców znów wciągnęło.

Wypłynęły kąpielówki
Krystiana udało się wyciągnąć. Walka z wirami wykończyła jednak Mirka. Nie miał siły znów skoczyć do wody.
Na ratunek rzucił się Jurek, sąsiad Chełczyńskich. Wstrzymywał go jeszcze strażak.
– Przyjadą nurkowie, to go wyciągną – mówił. Jurek jednak nie słuchał. Nurkował trzy razy. Nic nie widział. Dopiero stojące na brzegu dziewczyny zauważyły kąpielówki. Wskazały miejsce, w którym wypłynęły.
Patryk był zablokowany między dwoma betonowymi blokami kaskady. Wirująca woda raz po raz „chwytała” go za głowę i uderzała nią w beton.
– Jak go wyciągnęli, na głowie była jedna wielka rana – opowiada Renata Chełczyńska.

Egon chyba się utopił
W szatni zadzwonił telefon kobiety. Kolega Renaty, jak nigdy, chwycił za słuchawkę. Zaniósł komórkę do kuchni. Podał koleżance.
– Piotrek, nie mam czasu. Nie wiem, gdzie są chłopcy – rzuciła do kolegi synów Chełczyńska.
– Egon chyba się utopił – wybełkotał rówieśnik Patryka. Znajomy z pracy natychmiast zapakował Renatę do samochodu i zawiózł nad Sołę, w okolice kaskady.
Były korki. Pokonanie kilku kilometrów dłużyło się w nieskończoność. Na miejscu przeciskała się przez tłum gapiów. W końcu ujrzała chłopca w karetce. To był Krystian.
– Gdzie jest Patryk? – zapytała Renata. Chłopak uciął, że nie wie.
Postawiła jeszcze kilka kroków i ujrzała Patryka. Leżał na brzegu. Udało się go wyłowić po 20, może 25 minutach. Był reanimowany.
Renata wpadła w ręce strażaka. I już nic nie pamięta. Ocknęła się chwilę później.

Trzy lata czekali na uśmiech
– Szedł do trzeciej klasy gimnazjum. Nie mówił o tym, jakie miał plany. Wszystko było przed nim. Ważne jednak, że dzisiaj budzi się z uśmiechem na twarzy – mówi po siedmiu latach od tragedii matka. Czekała na to trzy lata.
– Teraz się śmieje, patrzy, obserwuje. Świadomość dużo poszła do przodu. Ruchowo, niestety, niewiele się zmienia. Nie jest jednak gorzej. Potrafi odwrócić głowę za danym bodźcem. Z początku tego nie było. Rehabilitacja jest potrzebna cały czas. Będzie konieczna do końca życia. Teraz jednak ćwiczymy już tylko w domu – przyznaje matka chłopca. I choć niewiele mówi o powodach, to potwierdza, że jednym z głównych są finanse.
Po wypadku jeździła z synem do Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej VOTUM, a także do Prokocimia, do lekarzy do Bydgoszczy, Warszawy, Łodzi, Katowic… Wizyty pochłonęły ogromne pieniądze.
– Nadal ćwiczymy, ale przystopowaliśmy. Wiadomo, że z wiekiem te szanse cały czas maleją, chociaż nie jest powiedziane, że nie nadejdzie moment i w jakimś stopniu do nas wróci. Najważniejsze jednak, by nie było gorzej. By na przykład nie dostał zapalenia płuc. Boimy się też większych przykurczy, pogorszenia krążenia – zdradza Renata i podsumowuje: – Stało się jednak, jak się stało. Ważne, że go mamy.

Tadeusz Jachnicki, Tygodnik „Przełom”

Tekst był nominowany w konkursie SGL Local Press 2015 w  kategorii „Nagroda Specjalna Muzeum Powstania Warszawskiego”.

Tagi :

SGL Local Press

Udostępnij