Dzień, jak co dzień czy jak raz na cztery lata? 29 lutego w lokalnych redakcjach

Raz na cztery lata luty ma 29 dni. Jak wyglądał „dodatkowy” dzień w redakcjach gazet lokalnych? Zwykle nie różni się niczym od poprzednich i następnych. Poprosiliśmy jednak o kilka wypowiedzi – jak wyglądał 29 lutego. Następna taka okazja zdarzy się przecież dopiero w 2020 roku.

Tak swój „nadprogramowy” dzień roku opisuje Mirosława Matysik z redakcji Co Tydzień z Jaworzna:
Jak zwykle w poniedziałek trzeba się obudzić i iść czy jechać do pracy. Czy my – dziennikarze, komputerowcy, operatorzy kamer, sekretarki, księgowe albo kolporterzy nie lubimy poniedziałków?
Nic podobnego, najogólniej świat dziennikarski budzi się szybko i rozpoczyna dzień od kawy. A potem szybkie gadanie, o tym, co będzie się działo i jak szybko napisać czy nakręcić niusa.
I do roboty.
Franciszek, szef telewizji jedzie do Katowic, a potem do Krakowa. Ina i Piotrek montują materiały nagrane w niedzielę… i telefonują, i telefonują. Potem w teren na nagranie zawodów sportowych. Czas pędzi, bo wszystko musi się znaleźć na portalu, no i w wiadomościach telewizyjnych o godz 17.15. To wszystko dzieje się na pierwszym piętrze.
A na parterze?
Tu składamy gazetę. Pan Kazek „walczy” ze stałymi stronami gazety i ogłoszeniami, które napływają na bieżąco. Monika z marketingu biega z telefonem, bo przed nią duże wyzwanie – cztery strony dodatku ślubnego. Wkurza się, bo obiecali, a nie przysłali, kogoś tam nie ma, ktoś nie ma czasu. I tak walczy.
Pani Grażyna, jak zwykle podniesionym głosem, naucza jak zrobić to czy owo. Ela, dziennikarka męczy się z teksem o koleżance, który nieopacznie dała jej przeczytać koleżance. A dotyczy jej książki, którą wydało muzeum. Dwie godziny poprawek, a Pulitzera i tak z tego nie będzie. Potem jeszcze kilka krótkich tekstów i w końcu mówi – umykam do domu. Poza tym pełno ludzi przychodzi, jak my to mówimy – zawsze w poniedziałek jakby nie wiedzieli, że nerwowa atmosfera w redakcji jest. Wszyscy biegają i ciągle coś mówią.
W sekretariacie, jak to w sekretariacie, ktoś wchodzi, ktoś wychodzi. Artur jest bardzo spokojnym człowiekiem, no i jest małomówny, toteż wydaje się, że nic się nie dzieje, co nie jest prawdą.
Naczelny pojawił się ze mną w pracy dopiero o godz. 14.00. Wróciliśmy z 5-dniowego urlopu i zaraz atakują nas wszystkimi informacjami. Maile, teksty, no i informacja – ta dobra, że ponoć dostaliśmy trzy nominacje w SGL-u. No i ta zła, że nas urzędasy dworscy na portalach czy Facebooku atakują i wyśmiewają.
Franek wrócił z Krakowa i szybka wymiana zdań: – Idziemy do sądu, skarżymy ich, bo przegięli. Telefon do mecenasa, umówiliśmy się na środę.
O godzinie 16.00 Monika mówi, że dodatku nie będzie. Potem trochę spokoju, ale za moment przychodzi Agnieszka, Tomek z tekstem oraz Maria z informacjami.
Jedni idą do domu, drudzy przychodzą. W telewizji oglądamy Jaworexpess, czyli to, co zrobiła dziś ekipa telewizyjna. Ciągły ruch, a potem okazało się, że napisany przeze mnie tekst zniknął w komputerowych czeluściach, muszę pisać od nowa. Taka ze mnie ciamajda. Po 17.00 jest trochę spokojnie, Kazek z Piotrkiem dalej składają gazetę.

O godz. 22.37 redaktor naczelny – Józef mówi: – Zapisz to, wydrukuj i koniec. Idziemy do domu, a jutro kończymy skład i fru… do drukarni.

***

Jeśli każdy miesiąc miałby dodatkowy dzień, który wyglądałby tak, jak w Korso wyglądał 29 lutego, to ja takich dni chce jak najwięcej – mówi Monika Świetlińska, redaktor naczelna tygodnika Korso z Mielca.
Dzień wcześniej na scenie Samorządowego Centrum Kultury w Mielcu odbyła się gala Miss Mielca – nasza największa impreza, do której przygotowywaliśmy się już od października 2015. Niedziela była dla nas pełna emocji i stresu, czy wszystko się uda. Ale udało się na 200%. Publiczność dopisała, kandydatki na miss spisały się świetnie, artyści rozkręcili całe wydarzenie.
My jednak na chwilę oddechu musimy poczekać, bo poniedziałek był równie ciężki – to dzień deadline’u naszej gazety. Więc od samego rana dopinaliśmy ją tekstowo i graficznie. Mimo zmęczenia gazetę zamknęliśmy przed czasem.
Ponadto poniedziałek przyniósł nam trzy dobre wiadomości.
Po pierwsze jeden z naszych tekstów został nominowany do Local Press.
Po drugie statystyki naszych działań online mocno poszły do góry (i mówimy tu o statystykach jeszcze sprzed relacji z gali Miss Mielca (po cichu liczyliśmy – i to się udało – że Miss Mielca pomoże nam osiągnąć jeszcze wyższe wyniki).
Po trzecie zanotowaliśmy naprawdę wysoką sprzedaż za numer 7 – jakiej liczby sięgnęła, nie zdradzę, „by nie zapeszać” – mam jednak nadzieję, że taka się utrzyma. Nas jako redakcję mocno to motywuje, bo to dowód, że nasza ciężka praca i nad onlinem, i nad papierową wersją gazety ma przełożenie na konkretne liczby. Pokazuje też, że dajemy radę – potrafimy zorganizować imprezę na wysokim poziomie, a jednocześnie wydawać gazetę i pracować nad stroną www.

***

W większości redakcji 29 lutego dzień wyglądał jednak jak każdy inny. Chociaż nie… Ryszard Pajura w Obserwatorze Lokalnym był ostatni dzień redaktorem naczelnym swojego tygodnika, a w Nowym Wyszkowiaku w dniu deadline’u padła sieć komputerowa.
A tymczasem wydawca Wspólnoty Mateusz Orzechowski przesyła nam 29 lutego pozdrowienia z Madery…

mjk

Tagi :

Bez kategorii

Udostępnij