24tp.pl – Weronika Smarduch wchodzi do polityki

– Dzielę polityków na dwie kategorie – tych, którzy chcą kimś być i tych, którzy chcą coś zrobić. Ja należę do tych drugich – mówi Weronika Smarduch, świeżo upieczona posłanka z listy Koalicji Obywatelskiej.

Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych „Audytor wyborczy sieci mediów lokalnych”, realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

– Gdyby w całej Polsce w wyborach były takie wyniki jak na Podhalu, krajem nadal rządziłby PiS. Jako posłanka PO jest więc Pani w trudnej sytuacji. Jak zamierza Pani przekonać do siebie tych, którzy na Panią nie głosowali?

– Podchodzę do tych wszystkich ludzi z dużą otwartością. Nie jest winą wyborców PiS-u, że zostali przez ten rząd oszukani, że manipulowali nimi populiści, że TVP stała się telewizją propagandową partii rządzącej, zamiast być medium publicznym, obiektywnym. Trzeba teraz zrobić wszystko, żeby TVP usprawnić i by do ludzi w końcu docierała prawda. Niezależnie, kto rządzi w kraju, telewizja publiczna musi być obiektywna.

Znam dobrze wyborców PiS-u. To często moi sąsiedzi, rodzina. Dobrzy, uczciwi ludzie. PiS wykorzystał fakt, że byli niezadowoleni z działań poprzednich władz, że mają konserwatywne poglądy. Do wielu z nich już dotarłam, przekonałam, że trzeba rozmawiać o konkretach. Wszystkim nam leży na sercu dobro Polski. Jest taka świetna książka psychologa Jonathana Haidt „Prawy umysł” – o tym, dlaczego polityka i religia dzielą dobrych ludzi. Wszyscy wybieramy postulaty, które – naszym zdaniem – są dobre dla kraju i dla nas. Jednak populiści wykorzystują fundamenty moralne, które u nas na Podhalu są konserwatywne, i okłamują ludzi.

– Czytałam na podhalańskich forach, że jak Weronika Smarduch i jej partia dojdzie do władzy, czeka nas samo zło. Tusk rozsprzeda Polskę, wpuści imigrantów. Co im Pani mówi, słysząc to?

– Mam nadzieję, że politycy zaczną wreszcie rozmawiać merytorycznie. Skończy się wzajemne obrażanie się, argumentacja typu „jak masz inne poglądy, to nie jesteś patriotą”. Trzeba umieć, a nawet warto rozmawiać także z tymi, którzy mają inne poglądy. Liczę, że kiedy zaczniemy rozwiązywać konkretne problemy, o tym właśnie będziemy rozmawiać.

– Jest Pani kojarzona z młodą Platformą, która często krytykowała starych działaczy i wytykała im błędy. Czy jednak ta grupa ma jakieś przebicie w partii, jest w stanie przeforsować swoje pomysły?

– Akurat PO w Małopolsce to w większości ludzie młodzi; stało się tak głównie za sprawą naszego przewodniczącego Aleksandra Miszalskiego, który dał nam wolną rękę w działaniu. Mocno rozbudowaliśmy struktury zniszczone w starej PO za przewodnictwa Ireneusza Rasia. Nie muszę z nikim walczyć, świadczą o tym chociażby nasze miejsca na listach wyborczych. Góra partii widzi naszą ciężką pracę, bierzemy udział w merytorycznych  dyskusjach. Donald Tusk, który jest twarzą starej Platformy, wrócił do kraju, żeby naprawić błędy popełnione przez partię. Jednym z takich błędów był właśnie brak mechanizmu włączania młodych do polityki. Tusk wyciągnął do nas rękę.

– Co konkretnie oznacza Wasza obecność w partii – nowych, młodych ludzi?

– Nie skupiajmy się na partii, tylko na tym, co trzeba w kraju zmienić. Pora sprowadzić politykę na ziemię i mówić o realnych problemach, a nie o tym, co się dzieje w poszczególnych partiach czy o kłótniach polityków. Potrzebny jest dialog społeczny. Platforma za swoich rządów popełniła np. błąd przy podniesieniu wieku emerytalnego. Polegał na tym, że zabrakło wcześniej debaty społecznej. Dyskusji, co zrobić ze starzejącym się społeczeństwem. Osoby, które przechodzą aktualnie na emeryturę, funkcjonowały w innej umowie społecznej: osoby w wieku produkcyjnym zrzucały się na ich emeryturę. Nie można z dnia na dzień im tego zmieniać. Powinien być minimalnie 10-letni okres przejściowy, by ci, którzy przejdą później na emeryturę, byli dodatkowo wynagradzani.

Kolejny temat to uchodźcy. PiS zbudował związaną z nimi propagandę strachu, strasząc m.in. że będą konkurencją na rynku pracy. Znowu zabrakło merytorycznej rozmowy. Inne są poglądy elektoratu wielkomiejskiego lewicowego, inne elektoratu wiejskiego, ale nikogo nie można wykluczać z debaty. Mieszkańcy powinni mieć głos, bo to z ich podatków jest budżet państwa, oni zlecają zarządzanie państwem. Powinni mieć wgląd w to, co robią politycy, na każdym etapie.

– Samorządy były traktowane przez rząd PiS nierówno. Pani niedawno podała przykłady gmin Nowy Targ i Czarny Dunajec jako tych, które dostały mniej pieniędzy z Polskiego Ładu, ponieważ ich włodarze nie byli propisowscy. Nowy rząd to wyrówna?

– Pokrzywdzone samorządy bardzo by chciały, żeby to wyrównać, ale jak usłyszały o 35-miliardowym deficycie w państwie, nie są już takie roszczeniowe. Najbliższe lata na pewno nie będą łatwe. Trzeba jednak przywrócić merytoryczne kryteria przydzielania środków. Niestety, Polski Ład składał się z wniosków, w których uzasadnienia milionowych projektów miały długość SMS-a.

Samorządom zabrano dochody własne i zwracano im w ramach funduszy inwestycyjnych. Trzeba pomyśleć o rekompensacie dochodów własnych gmin, a w dalszej kolejności o tym, jak zwiększyć udział samorządów w VAT i PIT. Trzeba też poszerzyć ich kompetencje. Powinniśmy pracować nad decentralizacją państwa; władza i pieniądze powinny być jak najbliżej ludzi. Obywatele mogą wtedy lepiej kontrolować wydawanie środków publicznych.

Czym zamierza się Pani zajmować w Sejmie? W jakich komisjach chciałaby Pani działać?

– Widzę się w Komisji Gospodarki i Rozwoju Regionalnego, jeśli nazwa się nie zmieni. W niej chciałabym stworzyć podkomisję ds. miejscowości uzdrowiskowych i tam mam duże pole do działania. To temat bardzo zaniedbany. Chciałabym się też zajmować sektorem małych i średnich przedsiębiorstw ze względu na swoje ekonomiczne wykształcenie. Potrzebna jest dokładna analiza wzrostu kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, zajęcie się kryzysem branży gastronomicznej. Trzeba uporządkować wiele spraw. Teraz na przykład są takie absurdy, że właściciel pizzerii przy pizzy z szynką nalicza 8 procent VAT, a przy pizzy z owocami morza – 23 procent. Chciałabym też wygospodarować czas, by zająć się problemem smogu – być może podejmę działalność w komisji ochrony środowiska.

– Mieszkańcy zawsze oczekują, że poseł z ich regionu zajmie się lokalnymi problemami, czasem prywatnymi. Ale po wyborach posłowie są zazwyczaj tak zajęci, że trudno się z nimi spotkać.

– Moje główne biuro poselskie będzie w Nowym Targu. Będzie to jednocześnie strefa aktywności społecznej – tu będzie można przyjść ze swoimi problemami, pomysłami. Tu będzie czekała młoda, prężna kadra; osoby, które sprawdziły się już w kampanii wyborczej. Dyrektorem będzie Piotr Wójciak.

– Możemy poznać już adres?

– Jeszcze nie. Oglądam dwa lokale, nie wiem, na który się zdecyduję. Umowę będę mogła podpisać dopiero po ślubowaniu w Sejmie. Biura poselskie będziemy mieli wraz z drugim posłem Piotrem Lachowiczem w każdym powiecie naszego okręgu.

– Są jakieś tematy „podhalańskie”, którymi się chce Pani zajmować?

– W czasie kampanii ludzie przychodzili do mnie z różnymi problemami. Na pewno ważnym tematem jest komunikacja publiczna, która łączyłaby oba powiaty – tatrzański i nowotarski. Ważny jest temat obwodnic, szczególnie tych budowanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Najpierw chcę zorganizować spotkanie z mieszkańcami w sprawie obwodnicy nowotarskiej, by wysłuchać ich wątpliwości i sugestii. Jest przygotowywana decyzja środowiskowa, a na tym etapie można jeszcze zgłaszać zastrzeżenia i uwagi. Szczególnie że obecna koncepcja opiera się na planach sprzed 30 lat, gdy Nowy Targ zupełnie inaczej wyglądał. No i jest temat obwodnicy w Jabłonce, a także w Rabie Wyżnej – tam dziwnym trafem z obwodnicy zrobiła się droga dojazdowa do kontrowersyjnej biogazowni.

– Podczas kampanii wyborczej trochę Panią już poznaliśmy. Lecz chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś więcej.

– Wychowałam się na Kokoszkowie w Nowym Targu, skąd pochodzi mama. Dopiero gdy miałam 11 lat, przenieśliśmy się do Łopusznej, rodzinnej miejscowości taty. Pochodzę z wielodzietnej rodziny, mam aż pięcioro rodzeństwa. Chodziłam do I LO w Krakowie, potem studiowałam tam na Uniwersytecie Ekonomicznym. Mam własną działalność gospodarczą, pracuję jako analityk finansowy. Mam dziesięcioletnie doświadczenie zawodowe, głównie w inwestycjach. Sześć lat temu wróciłam do Łopusznej. Mam 33 lata. Zostałam posłanką dokładnie w tym samym wieku, w którym tata został wójtem gminy Nowy Targ. Nie założyłam jeszcze rodziny, więc mogę się poświecić polityce. Jestem fanką kryminałów, lubię oglądać mecze tenisowe. Byłam fanką Igi Świątek, zanim stała się sławna. Zmęczyć lubię się, chodząc po górach.

– Pani ambicje polityczne?

– Dzielę polityków na dwie kategorie: tych, którzy chcą kimś być i tych, którzy chcą coś zrobić. Należę do tych drugich. Nie mam ambicji zostać ministrem czy premierem. Moim marzeniem teraz jest to, by wspólnie posprzątać po bałaganie, który zostawił PiS i żeby zmieniły się standardy w polityce. Nie boję się pracy, nie lubię stać w miejscu.

rozmawiała Beata Zalot

Link do tekstu: Weronika Smarduch wchodzi do polityki Tygodnik Podhalański

Tagi :

Materiały

Udostępnij