Najgorzej jest na pogrzebie dziecka. Trzeba patrzeć na ból rodziców  

Na zdjęciu: Gala konkursu SGL Local Press 2017. .
Tekst nominowany w konkursie SGL Local Press 2017  w kategorii „wywiad i inne gatunki publicystyczne
Autorka: Elżbieta Rzepczyk, Gazeta Jarocińska

Rozmowa z TADEUSZEM KACZMARKIEM – grabarzem z Nowego Miasta

Kiedy w redakcji powiedziałam, że umówiłam się z panem na cmentarzu, to niektóre koleżanki były zdziwione. Ale pan w większości przypadków spotyka się z ludźmi na cmentarzu?

Tak.

Ile już lat umawia się pan z parafianami na tym cmentarzu?

Grabarzem jestem już 10 rok.

Ile grobów wykopał pan przez te okres?

Średnio trzydzieści rocznie. Oprócz Nowego Miasta do parafii należą także Klęka, Komorze, Szypłów i Tokarów.

To na pewno ponad 300 kwater pan już wykopał?

Pewnie i więcej. Pamiętam jednego roku było blisko 60 pogrzebów. Wtedy pomagał mi jeszcze tata.

Lubi pan swoją pracę?

Praca jak każda inna. Ktoś to musi robić. Przez 20 lat grabarzem na tym cmentarzu był mój ojciec. Przychodziłem na cmentarz. Pomagałem mu. Pewnie to mi też jakoś pomogło. Kiedy mój ojciec zrezygnował, to przez  rok był ktoś inny. Niestety dostał zawału i zmarł.

Jak pan został grabarzem?

Przez wiele lat pracowałem w kombinacie PGR w Chociczy, ale to wszystko się rozleciało. Zostałem bez pracy. Poprzedni proboszcz Tadeusz Lorek, który jest teraz w Rokietnicy, przyjechał do mnie do domu i zapytał, czy nie wziąłbym tej pracy? Bez dłuższego zastanawiania się,  zgodziłem się i tak do tej pory ciągnę. Przyszedł następny proboszcz, ale chyba musi być zadowolony, bo inaczej to już by mi podziękował za współpracę.

Czy to jest trudna praca?

Najgorzej jest zimą. Wtedy uruchamiam agregat prądotwórczy, biorę młot pneumatyczny i kopię. Wiadomo, że trwa to dużej, ale daję radę. Czasami pomaga mi brat. Teraz kopię tylko głębinowe groby, bo jest już coraz mniej miejsca na cmentarzu.

Co należy do pana obowiązków?

Kopanie grobów, sprzątanie cmentarza i terenu probostwa. W sobotę i niedzielę zbieram składkę ma mszach.

W ostatniej drodze zmarłym też pan towarzyszy?

Tak. Msza pogrzebowa odbywa się w kościele, potem ksiądz, organista i żałobnicy przyjeżdżają do kaplicy, gdzie znajduje się trumna ze zmarłym. Otwieram kaplicę i uczestniczę w pogrzebie. Podaję proboszczowi  łopatkę, wodę święconą. Potem się przebieram i zasypuję grób. Czasami na prośbę zakładu pogrzebowego pomagam im spuszczać trumnę do dołu.

Jak sobie pan radzi z tymi emocjami, które są na każdym pogrzebie: płacz, rozpacz?

Jestem twardy. Mam dość silną psychikę. Najgorzej jest, jak jest pogrzeb dziecka lub kogoś bardzo młodego. To są ciężkie przeżycia, bo trzeba patrzeć na ból najbliższych  – rodziców. Jak chowa się starszą osobę – około 80 lat, to już inaczej podchodzi się do tej śmierci. Kilka lat temu chowaliśmy 18-letnią dziewczynę, która zginęła w wypadku. Niedawno mieliśmy pogrzeb 13-latki. Wróciła do domu. Zabolała ją głowa. Straciła przytomność. Zabrało ją pogotowie do szpitala i już się nie obudziła. W takich sytuacjach to się łzy kulają.

Czyli płacze pan z najbliższymi tych zmarłych?

A jak.

Pamięta pan „najtrudniejsze” pogrzeby?

Dzieci, a czasami zdarzają się nawet niemowlaki. Przeżyłem pogrzeb takiego chłopczyka. Urodził się w 2005, a zmarł  w 2013 roku. Był niepełnosprawny i do tego był jeszcze moim sąsiadem. To co, taka sytuacja by pani nie ruszyła? Też by ruszyła.
Pamiętam, z jaką troską i zaangażowaniem rodzice się nim opiekowali.

A był taki, że żegnano dwie, trzy osoby z jednej rodziny.

Za czasów mojego ojca jednocześnie chowano trzy osoby: ojciec, matka i syn. Zginęli w wypadku. Wjechali pod pociąg.

Jak pan kopie te groby, to wykopuje pan kości, czaszki?

Tak. To zdarza się bardzo często. Układam je na boku i jak wykopię grób do końca, to te kości zakopuję. Trafiają pod trumnę.

Nie boi się pan?

A czego mam się bać? Nie zrobiłem nikomu krzywdy za  żywota. To co mi ktoś coś zrobi?

Większość z nas boi się zmarłych.

Nie boję się. Jestem gotowy nawet ubrać zmarłego. Nie wiem, czy poradziłbym sobie z ubraniem dziecka.

Jest pan również strażakiem ochotnikiem.  Zapewne był pan na wypadkach śmiertelnych. Czy pomaga to w tej pracy?

Tak. Niejedne zwłoki widziałem na wypadkach drogowych.

Boi się pan śmierci?

To jest trudne pytanie. I tak, i nie, ale raczej boję się, bo nie wiadomo, jaka ona będzie. Nie wiem, czy nie będę musiał się męczyć, cierpieć.

Czy na rodzinnych spotkaniach lub z kolegami ze straży jest pan pytany o swoją pracę?

Czasami tak, ale staram się nie opowiadać. Zostawiam to wszystko dla siebie.

To jak pan odreagowuje pracę?

Przyzwyczaiłem się do tego. Jakoś z czasem to mija.

Czy w ciągu tych 10 lat były jakieś ekshumacje?

Bardzo dużo. Kilka lat temu powstała parafia w Chociczy, a wcześniej ta wioska należała do parafii w Nowym Mieście i  niektórzy przenoszą szczątki swoich bliskich na cmentarz w Chociczy. Rozkopuję grób, wybieram szczątki, które wkładam do trumienki dostarczonej  przez zakład pogrzebowy, który przewozi ją na cmentarz w Chociczy.

A jakaś ekshumacja prokuratorska była?

Tak. W ubiegłym roku. Po tygodniu czy dwóch od pogrzebu skopywali mężczyznę z Teresy. Wtedy ja nie kopałem. Zajmował się tym zakład pogrzebowy, który ma podpisaną umowę z prokuratorem. Wszystko odbywało się pod nadzorem prokuratury. Policja nie wpuszczała nikogo na cmentarz.  Rozpoczęło się wcześnie, bo  o godz. 5.45. Prawdopodobnie rodzina tego zmarłego występowała z roszczeniami przeciwko szpitalowi w Środzie Wielkopolskiej. Z tego co słyszałem to ten mężczyzna dostał jakichś boleści, karetka pogotowia była u niego dwa czy trzy razy. Dopiero za ostatnim razem go zabrała do szpitala, gdzie zmarł.

Większość społeczeństwa postrzega grabarzy jako ponurych ludzi na rauszu…

Nie ruszam żadnego alkoholu. 13 sierpnia minęło 15 lat jak nie piję. Nie mogę sobie poradzić z papierosami, ale powiedziałem, że nie chcę żadnego alkoholu. Jak mnie zwolnili z PGR-ów, to się trochę załamałem. Nie powiem, że nie piłem. Na szczęście mnie nie ciągło do jazdy, tylko szlajałem się pieszo. Przestałem i koniec. Może dzięki temu, że nie piję, pracuję na tym cmentarzu. Proboszczowie są uczuleni na alkohol, a na mnie mogą liczyć. Mogę się pochwalić, że otrzymałem od arcybiskupa dekret zarządcy cmentarza. Wręczenie było dość uroczyste na mszy świętej.

To chyba wszyscy są zadowoleni z pana pracy?

Tak myślę.

Zdarzały się takie sytuacje, że grób został wykopany nie w tym miejscu. Nie obawia się pan, że panu to się przytrafi

To nie może się zdarzyć. Proboszcz ma plan cmentarza, podaje kwaterę, rzędy i miejsca.

Ile udaje się panu zarobić?

Mam 300 zł od grobu. Oprócz tego otrzymuję 400 zł na miesiąc od proboszcza. Zgodziłem się na to i jest dobrze. Nie mam powodów do narzekania. Proboszcz jest w porządku. Zresztą parafia w Nowym Mieście zawsze miała dobrych księży.

Niektórzy wstydzą się, że są grabarzami. A pan?

A czego mam się wstydzić. Tata zawsze mi powtarza: „Ktoś to musi zrobić”.

Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, to wspominał pan coś o pracy zawodowej.

Tak, pracuję jeszcze na poczcie w Nowym Mieście. Od lipca jestem listonoszem. Na razie jestem taki „skoczek”. Jestem na zastępstwa. Wcześniej pracowałem w Środzie Wielkopolskiej, ale pozwalniali nas, a teraz zatrudnili Ukraińców.

 

Cytat:
„Może dzięki temu, że nie piję, pracuję na tym cmentarzu. Proboszczowie są uczuleni na alkohol, a na mnie mogą liczyć. Mogę się pochwalić, że otrzymałem od arcybiskupa dekret zarządcy cmentarza. Wręczenie było dość uroczyste na mszy świętej.

RASTER
Z panem Tadeuszem Kaczmarkiem rozmawiałam na cmentarzu. Część ludzi przybywających na groby bliskich zwracała na nas uwagę. Na koniec rozmowy podszedł do nas mężczyzna, który szukał miejsca pochówku kolegi.

Grobów pan wszystkich nie zna? Jak długo tutaj pan jest? –  zapytał.

T.K.:10 lat.

Tutaj leży kolega.         

T.K.: Jak się nazywa?

Wojciech Pawlak. Kiedyś pracował w GS-ie.

T.K.: Banku.

A może i w banku. Był sportowcem, grał w koszykówkę. Wysoki. Mieszkał w Wolicy Koziej

T.K. A nie w Komorzu. (Pan Tadeusz  udaje się w kierunku grobu- przyp. red.)

Z 10 lat już nie żyje.

T.K.: Ile? Więcej. Zaraz panu pokaże. Na pomniku jest nawet zdjęcie.

Byłem na pogrzebie, ale nie jestem w stanie znaleźć.   

T.K.: To ten?

Oczywiście, że tak. 

T.K.: Zmarł w 1997 roku.

20 lat…

T.K.: Tak, pracował w GS-ie. A potem był ochroniarzem w banku PKO.

Fot. Artykuł ukazał się w „Gazecie Jarocińskiej”, fotografia Elżbieta Rzepczyk

Tagi :

SGL Local Press

Udostępnij