Tekst nominowany w konkursie SGL Local Press 2019 w kategorii wywiad

 

„Bieg przez życie” Jarosław Jędrysik, Nowe Info

Marek Wendreński (23 lata) i Wiesław Kaczor (84 lata). Wnuk i dziadek. W tym roku razem przebiegli półmaraton i maraton. Wnuk na nogach. Dziadek na wózku pchanym przez wnuka. Stworzyli duet znany pod nazwą Grandpagang. Wspólne bieganie zaczęło się, żeby zaktywizować dziadka, który kilka lat temu stracił nogę na skutek powikłań związanych z cukrzycą. Z czasem jednak okazało się, że sportowa przygoda wnuka i dziadka inspiruje innych. Uczy pokory, cierpliwości i wytrwałości. Promuje też wielopokoleniową rodzinę.

 

Nowe Info: – Czego wnuk może nauczyć się od dziadka, a dziadek od wnuka?

Marek Wendreński: – Po pierwsze dziadek daje mi lekcje pokory. Po drugie naprawdę nauczyłem się cierpliwości. Przygotowania do Silesia Marathonu (6.10.2019 r.), szczególnie u dziadka, trwały długo. Podczas samego maratonu, na 8 kilometrze, miałem kontuzję. Przez 34 km biegłem z wyprostowaną nogą. Dziadek proponował, żebyśmy zeszli z trasy. Zdecydowałem się jednak biec dalej. „Najwyżej urwie mi nogę, trudno… ” – pomyślałem. Dziadek ma jedną nogę, ja będę miał jedną. W sumie będziemy mieć dwie (śmiech). Po 4 godzinach i 34 minutach dotarliśmy do mety.

Wiesław Kaczor: – Czego ja się nauczyłem od Marka? Również cierpliwości, ale i zrozumienia drugiego człowieka. A sam pomysł na to bieganie? Początkowo chwyciłem się za głowę. Kiedy jednak zobaczyłem, jak Markowi na tym zależy, jak on się do tych biegów przygotowuje, ile w to wkłada wysiłku, to byłbym ostatnim draniem, gdybym mu odmówił (śmiech). Pomyślałem sobie, a proszę bardzo! Zaliczę sobie maraton na siedząco! Przy okazji spotkałem wielu znanych sportowców, ludzi kultury i osób z kręgu biznesu, w którym obraca się Marek.

– Spodziewał się pan, że na emeryturze zostanie celebrytą?

Wiesław Kaczor: – Nie czuję się celebrytą. Poznawanie ciekawych i znanych ludzi to jedno, ale ważniejsze jest to, że doświadczam od nich wiele serdeczności. Trudno mi nawet o tym mówić…

Marek Wendreński: – Na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie, gdzie promowaliśmy naszą książkę pt. „Maraton pokoleń”, dziadek mógł porozmawiać m.in. z Otylią Jędrzejczak, którą zawsze dopingował podczas transmisji z olimpiad czy mistrzostw świata. Ważne było spotkanie z Łukaszem Kadziewiczem, byłym siatkarzem reprezentacji Polski. Łukasz – aby móc swobodnie rozmawiać z dziadkiem siedzącym na wózku – przykląkł na jedno kolano. Zawodowi sportowcy mają wielki szacunek dla wszystkich tych,

którzy w dążeniu do celu pokonują różne przeszkody i ograniczenia, tak jak dziadek.

Wiesław Kaczor: – Z Łukaszem Kadziewiczem trudno byłoby mi się porozumiewać, gdyby stał. Chłop ma 2 metry 16 centymetrów wzrostu. W młodości sam trochę uprawiałem siatkówkę, ale też pływanie i piłkę nożną. Jednak w moim rodzinnym Ostrowcu Świętokrzyskim, tuż po wojnie, decydenci nie wspomagali sportowych zapaleńców. Sami zamawialiśmy koszulki u krawcowej, a buty nosiliśmy po starszym rodzeństwie. Wnuk Marek trenował kiedyś sporty walki. Mnie to przerażało, za dużo w tym było agresji. Wiedziałem, że wcześniej czy później trafi na jakiegoś zabijakę. Kiedy Marek przerzucił się na biegi, to ucieszyłem się. Ta dyscyplina okazała się przyjazna dla nas obu.

Marek Wendreński: – Przez ostatnie kilkanaście miesięcy jeszcze lepiej poznaliśmy się i to nas mocno scaliło. Udało się dziadka zaktywizować. Marzyłem, żeby odzyskał siły i wiarę w siebie po amputacji nogi w 2012 r. Nie chciałem, żeby na starość siedział tylko przed telewizorem. Projekt Grandpagang to wspólna lekcja, którą oboje wyciągnęliśmy i nadal chłoniemy. Mam nadzieję, że będzie ona trwała jak najdłużej i dzwonek na przerwę nie zadzwoni za szybko. Mamy odrobione zadanie pod tytułem półmaraton i maraton, ale to nie koniec.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że będziecie biegać ultramaratony?

Marek Wendreński: – Silesia Marathon wprowadził teraz formułę ultramaratonu (50 km), więc dlaczego nie? Jak ostatnio powiedziałem dziadkowi, że ruszyły zapisy na przyszłoroczną edycję imprezy, to zrobił oczy, bo już wiedział z czym to się je. Przypomnę, tegoroczny maraton pokonaliśmy w 4 godziny i 34 minuty. Sam przebiegłem ten dystans w czasie 4:08. Nie złamałem czterech godzin. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się to z dziadkiem.

– Są chyba jakieś granice zdrowego rozsądku?

Marek Wendreński: – Myślę, że gdybyśmy mieli ten zdrowy rozsądek, to byśmy nic razem nie przebiegli. Kolejny sezon planujemy rozpocząć w marcu 2020 r. na Mistrzostwach Świata w Półmaratonie w Gdyni. Chcemy tam pobić rekord życiowy. Z wyniku na poziomie 1:45:00 będziemy zadowoleni. W przyszłym roku pobiega z nami moja mama Iwona (córka dziadka). Będzie to więc bieg trzech pokoleń.

– Widziałem, że jak startujecie, to dziadek macha do wszystkich widzów. A później? Jak wygląda trasa z perspektywy wózka?

Wiesław Kaczor: – Jak widzę w połowie dystansu opatuloną starszą panią na chodniku, to znaczy, że przygotowała się na długie kibicowanie. Czeka na biegaczy. I kiedy słyszę: „Brawo ten pan na wózku! Brawo ten, co pcha! ”, to dodaje sił życiowych. Podczas biegu z Markiem muszę przez kilka godzin trzymać ręce blisko tułowia. To nie jest łatwe. Czasem też trzeba uważać na błoto spod kół wózka.

– Jak dziadek przygotowywał się do tych dużych biegów?

Wiesław Kaczor: – W pozycji siedzącej lekka gimnastyka rąk, żeby pozdrawiać kibiców (śmiech).

Marek Wendreński: – Dziadek bardziej musiał przygotowywać swoją psychikę niż ciało.

Wiesław Kaczor: – Bałem się, że ludzie będą gadać, że takiemu staremu grzybowi się zachciało, aby pchać go na wózku. Marek jest bardzo aktywny zawodowo. Nie chciałem zajmować go swoją osobą. Miałem opory, żeby angażować go nawet w spacer ze mną. O tym najwięcej rozmawiałem z wnukiem. W końcu przestawiłem się mentalnie. Uznałem, że z tego projektu może urodzić się coś fajnego i pożytecznego. Cała ta przygoda wiele mi dała. Mam skromne odzewy, że zachęciliśmy młodych ludzi spędzania czasu z dziadkami i do wyciągania ich na spacer. To dla mnie sukces.

– Podobno pan się odchudzał.

Wiesław Kaczor: – Nikt mnie do tego nie zmuszał. Trzeba było zrzucić kilka kilogramów ze względu na moje zdrowie. Przy okazji Markowi było trochę lżej pchać wózek. Wnuk wie, że od małego bardzo lubię słodycze, ale nie wolno mi ich jeść. Jednak zakazane zawsze smakuje lepiej, więc wyciąga mnie na lody.

Marek Wendreński: – Tylko raz w tygodniu. Przyjęło się, że środa to dzień loda.

– Pierwszy półmaraton pokonaliście zwykłym wózkiem inwalidzkim.

Marek Wendreński: – To była próba czy wytrzymam ja, czy wytrzyma dziadek i czy wytrzyma wózek. My wytrzymaliśmy, ale jeszcze kilka kilometrów i ta spacerówka rozleciałaby się. Dlatego wiedzieliśmy, że musimy postarać się o profesjonalny wózek sportowy. Kosztował kilkadziesiąt tysięcy. Udało się zebrać te fundusze dzięki firmom i osobom prywatnym, które w nas uwierzyły. Planowaliśmy sprowadzić wózek ze Stanów Zjednoczonych, ale dziadek usłyszał w telewizji, że jest firma w Mikołowie, która buduje ultralekkie wózki (do 3 kg). Zrezygnowaliśmy z wózka amerykańskiego. Wybraliśmy mikołowski. Konstruktorzy z Mikołowa zaangażowali się na całego. Wykonali nawet zapasowy egzemplarz. Jeżdżą z nami na biegi, stanowią swoisty serwis na trasie.

– Jak biega się, pchając przed sobą sportowy wózek z pasażerem?

Marek Wendreński: – Z górki fajnie, bo mnie ciągnie. Tym bardziej, że tuż przed maratonem wpadliśmy na szalony pomysł usunięcia hamulców. Wcześniej użyłem ich tylko raz. Nie były nam potrzebne. To dawało nam trzy kilo mniej. Łatwiej było na podbiegach.

– A jak jest pod górkę?

Marek Wendreński: – Jak pod koniec trasy na podbiegach ledwo człapaliśmy, to inni biegacze pomagali mi pchać wózek. Na początku nie pozwalałem na to, bo chciałem sam przebiec maraton z dziadkiem. To była kolejna lekcja pokory… Doceniłem tych ludzi, bo oni nas wspierali, chociaż niektórzy pewnie chcieli uzyskać swoje rekordy życiowe. Tymczasem nie tylko pchali, ale biegli naszym tempem i rozmawiali z dziadkiem.

– Pan miał bliską relację z wnukiem od najmłodszych lat.

Wiesław Kaczor: – Uczyłem go jeździć m.in. na rowerze. Wsiadł i pojechał, a ja zostałem z kijem. Myślał, że biegnę za nim, a on już jechał samodzielnie. Nie nabiegałem się z na nim.

Marek Wendreński: – Trochę się nabiegałeś wcześniej, jak jeździłem na rowerku z podpórkami. Już w dorosłym życiu była ciągle tylko praca i praca… Spotkania z dziadkiem stały się rzadsze. Dlatego w tym roku zrezygnowałem z projektu zawodowego w Warszawie.

Pomyślałem, że będę biegał z dziadkiem maraton, a reszta się jakoś ułoży. I tak się stało. Moja kariera rozwinęła się (Marek prowadzi szkolenia z zakresu marketingu w social mediach i rozwoju osobistego – przyp. red.), choć zawsze podkreślam, że projekt Grandpagang nie jest komercyjny. Niestety, od niektórych usłyszałem, że próbuję zarobić na dziadku. To było bolesne, ale przyjąłem to ze spokojem.

– Kto napisał książkę „Maraton pokoleń?

Marek Wendreński: – Napisaliśmy ją wspólnie. Siedzieliśmy wieczorami po treningach, dziadek po dzienniku w telewizji… Uznaliśmy, że fajnie będzie oddać klimat współpracy osoby starszej i młodszej. Każde zagadnienie związane z naszym bieganiem jest opisane z dwóch perspektyw. Chcieliśmy, żeby ludzie dostrzegli dwa punkty widzenia, które mamy. Że w nie wszystkim się zgadzaliśmy, że były przeciwności, z którymi sobie radziliśmy. Z czym ja się zmagałem; jakie kłopoty, również zdrowotne, miał dziadek. Nie było tak kolorowo, jakby się mogło wydawać np. w relacjach w social mediach. Książka to taka nasza historia od środka.

Wiesław Kaczor: – Potencjalnych czytelników zawsze uprzedzam, że ta książka rozpisana jest na dwie role i tam, gdzie jest napisane Wiesiek, to te fragmenty można ominąć. Niewiele się traci…

Marek Wendreński: – Ja z kolei ludziom mówię, żeby czytali tylko wypowiedzi dziadka, bo są najciekawsze. W kontekście dziadka uważam, że skromność powinna jednak mieć jakieś granice. Dziadek jest za skromny. Książkę można kupić na www.maratonpokolen.pl i w kawiarni „Pozytywna kawka” w Katowicach. Dochód z niej jest przeznaczony na rozwój Grandpagangu.

– Jesteście bardzo aktywni w mediach społecznościowych.

Marek Wendreński: – Dziś wystarczy się rozebrać i już jest się słynnym. Myśmy chcieli pokazać zupełnie inne wartości, których w mediach społecznościowych jest niewiele. Rodzina, przyjaźń, determinacja w dążeniu do celu. Dziadek nie wiedział jak to się rozwija. Jak mu powiedziałem, że Martyna Wojciechowska udostępniła nasz post i przybyło nam mnóstwo fanów, był zaskoczony. W social mediach dziadek ujął wszystkich swoją szczerością i autentycznością. Ma np. swoje konto na Tik Toku, skierowanym głównie dla dzieciaków. Grandpa Wiesio oswaja ze starością i przypomina jaką wartość mają relacje z dziadkami. Przed chwilą nagrywaliśmy na Tik Toka grę dziadka i babci w państwa-miasta.

– Panie Wiesławie, to te social media są lepsze niż radio i telewizja?

Wiesław Kaczor: – Jestem e-analfabetą.

Marek Wendreński: – Ma już laptop i uczy się.

– Nadąża pan za wnukiem?

Wiesław Kaczor: – Z trudem, ale Marek ma dar przekonywania.

– Właśnie, skoro usunął te hamulce w wózku, to pan musi mieć do niego duże zaufanie?

Wiesław Kaczor: – Oczywiście.

– Co na to wszystko pana żona, a babcia Marka?

Wiesław Kaczor: – Na początku żona znosiła to wszystko w milczeniu. Jak przychodzili dziennikarze, to nie chciała przeszkadzać. Chociaż kilka razy dała się namówić na występy przed kamerą. Żona dobrze wie, że razem z Markiem jesteśmy bezpieczni i nawzajem sobą się zaopiekujemy.

Marek Wendreński: – Nawet wówczas, gdy razem jeździliśmy na gokartach i unosiliśmy się w tunelu aerodynamicznym. Kto wie, czy na 85. urodziny dziadek nie skoczy ze spadochronem.

– Ile lat jest pan po ślubie?

Wiesław Kaczor: – 1 lutego 2020 r. będzie 51. Na złote gody rodzina zrobiła nam niespodziankę. W restauracji była taka impreza, że mózg staje. Szok, bo na na wejście zagrano nam „Ave Maria” na harfie i na flecie. Potem były przeboje muzyki klasycznej i pyszny obiad.

Marek Wendreński: – Nie byłbym sobą, gdybyśmy z takiej okazji nie nakręcili filmu na żywo do mediów społecznościowych. Dziadkowie dali w nim przepis na wspólne przeżycie 50 lat.

– Jaki to przepis, panie Wiesławie?

Wiesław Kaczor: – Cierpliwość. No i trzeba wiedzieć kiedy zamilknąć.

Marek Wendreński: – Żyjemy w taki czasach, że w małżeństwie ludzie wolą wymieniać niż naprawiać. Małżeństwo dziadków jest przykładem na to, że może być na odwrót.

– Zbliża się Boże Narodzenie. Jakie życzenia chcieliby panowie złożyć naszym czytelnikom?

Wiesław Kaczor: – Wszystkim tym, którzy mają rodziny życzę, żeby docenili ten fakt. Że jest obok nich ktoś, kto dbał o nich od maleńkości, prowadził przez życie, który pomagał, który skarcił jak było trzeba. Trzymajcie się razem. Pamiętajcie, że żyją na świecie dziadkowie i babcie, niekoniecznie wasi, którzy z tęsknotą wyczekują jakiegoś ludzkiego gestu. Bądźcie zadowoleni z tego co macie. Nie dajcie zgnębić się tym, czego nam brak. Życzę państwu zdrowia. Bieganie jest zdrowe, więc biegajcie. Niekoniecznie od razu maratony…

Marek Wendreński: – Mowy dziadka nie przebiję, więc powiem tylko, żebyście pamiętali państwo, żeby z rodziną wychodzić dobrze nie tylko na zdjęciach.

 

Konkurs SGL Local Press 2019 wsparli:

belka z logo2019 1

Tagi :

Bez kategorii

Udostępnij