Kasa czy gotówka?

Fundusze Europejskie są dla każdego z nas. Wystarczy mieć pomysł, dużo chęci, a także – jak się okazuje – szeroki zasób słownictwa, a najlepiej zawsze przy sobie słownik języka polskiego. Próby złożenia wniosku często bowiem kończą się na pierwszej przeszkodzie – trudności ze zrozumieniem przy próbie jego wypełnienia. I tu do akcji powinien wkroczyć właśnie dziennikarz.

Potocznie – znaczy poprawnie?

W ramach projektu „Fundusze Europejskie na jedynce prasy lokalnej i regionalnej” między innymi w Kędzierzynie-Koźlu odbyły się w tym roku warsztaty dla dziennikarzy mediów lokalnych i regionalnych. Pochylili się oni nad wieloma zagadnieniami związanymi z pozyskiwaniem funduszy europejskich. Największą dyskusję wśród zgromadzonych w opolskim mieście wywołało słownictwo ściśle związane z tematyką trudnego słownictwa zawartego w pismach unijnych.

Nim złoży się bowiem wnioski o dofinansowanie, trzeba przebrnąć przez niełatwy, nie zawsze zrozumiały dla nas system formułek, przepisów i trudnych wyrazów.

Czy da się je zastąpić i czy w ogóle jest taka potrzeba?

– Zdaję sobie sprawę, że formalne pismo powinno być pisane urzędowym językiem, ale wszystko ma przecież swoje granice – tłumaczy Piotr Pękala, uczestnik warsztatów, na co dzień dziennikarz Radia Park. – Każdy komunikat można przekazać dużo prościej, tak aby przy ich rozszyfrowywaniu nie posiłkować się specjalnym słownikiem. I nie mam tu na myśli potocznego języka. Wystarczy stosować ten powszechnie używany. Przy całej tej dyskusji warto pokusić się o przeprowadzenie badań, które odpowiedziałyby, jak zawiłość tekstu wpływa na wykorzystanie środków unijnych. Nie znam takich wyliczeń, ale jestem przekonany, że liczba osób, które by z nich skorzystała, byłaby większa, gdyby ogłoszenia napisane były „normalnym” językiem. Spora liczba „mądrych” słów w tekstach urzędniczych to prawdziwa zmora. Komunikaty, które powinny być dostępne dla każdego, trafiają jedynie do specjalistów. Taki język z pewnością potrafi skutecznie zniechęcić.

– Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy stosowany w ulotkach, biuletynach czy na stronach internetowych język dotyczący pozyskiwania funduszy unijnych jest łatwy, czy trudny – mówi Adrian Liput ze Świerczyny w województwie zachodniopomorskim, który sam w niedalekiej przyszłości zamierza składać wniosek o dofinansowanie. – Generalnie jestem zwolennikiem stosowania jak najprostszego przekazu, czasami nawet przy użyciu słów potocznych – choć taka „kasa” na określenie „pieniędzy”, wydaje mi się już zbyt potoczna. Nie przystaje to do powagi instytucji wykładających konkretną kas… przepraszam, konkretne fundusze. To instytucje unijne są zainteresowane rozwojem, na który przeznaczają pieniądze. A więc to w ich interesie leży dotarcie do adresata – dajmy na to polskiego przedsiębiorcy. Dlatego to im powinno zależeć, żeby druga strona dokładnie zrozumiała, czego się od niej wymaga. Najlepiej bez pomocy specjalisty od funduszy europejskich.

Czyim rzecznikiem dziennikarz?

Inną rolę natomiast powinny pełnić media. Między innymi taki też przekaz „wypłynął” ze wspomnianych na wstępie warsztatów. Dziennikarz nie powinien bowiem być rzecznikiem funduszy europejskich, a dostarczycielem informacji dla odbiorców. A informacja według linii programowej każdej redakcji powinna być prosta, konkretna, ciekawa i błyskotliwa. Czyli taka… „nieunijna”.

Dziennikarz w pewnych sytuacjach powinien pełnić dla nas rolę „tłumacza” – kontynuuje Adrian Liput. – Bezpośredni przedruk komunikatu rzadko kiedy wchodzi w grę. Specjalistyczne formułki i skomplikowane definicje nie służą atrakcyjności tekstu. Stąd jego duża rola w promowaniu idei funduszy. Z drugiej strony, nie można używać dowolnie rozmaitych słów na określenie jednej, konkretnej rzeczy. W końcu mówimy o pieniądzach, które jedna strona ma przekazać, a druga odpowiednio wykorzystać. Gdy w grę wchodzą pieniądze, pojawia się kwestia odpowiedzialności, również prawnej. Należy więc wyeliminować wszelkie nieścisłości, a do tego potrzebny nam będzie odpowiedni system pojęć. W nieformalnej rozmowie możemy powiedzieć petentowi, że „dostanie od Unii sporo gotówki”. Ale co jeśli petent zrozumie przez to, że dostanie do ręki banknoty zamiast przelewu na konto? Dostanie pieniądze od unii, czyli od kogo?

Problem jednak w tym, że rzetelne przetłumaczenie i wyjaśnienie trudnych formułek związanych z unijnymi projektami może zająć dziennikarzom dużo czasu, jak również zwiększyć objętość tekstu. Czasami ani na jedno, ani tym bardziej na drugie nie może on sobie pozwolić.

Sięgnięcie po opinię do urzędników w niczym nie pomoże, bo większość z nich będzie używać zawiłego języka. Ciekawym środkiem, który pomoże zastąpić trudny w zrozumieniu tekst, może być infografika. Prosty rysunek, ozdobiony liczbami mógłby przyciągnąć uwagę czytelników prasy, a także zobrazować dany temat. Nie zrobi tego jednak w sposób wyczerpujący.

Najprościej chyba posłużyć się przykładem. Przykładem osoby, która taki wniosek złożyła, który został przyjęty i wdrożony w życie. Ciekawa historia, opowiedziana słowami takiej osoby, która poradziła sobie z tą długą drogą, może być zachęcająca do przeczytania i… spróbowania. Zamiast tekstu z formułkami, sztywno przedstawionymi kolejnymi krokami w drodze do sięgnięcia po fundusze europejskie, otrzymamy reportaż z życia wzięty, pokazujący po prostu, że… można.

I może tędy droga? Znalezienie takich osób, już teraz przedsiębiorców, nie powinno być trudne. A i dla dziennikarzy – zamiast sztampowej rozmowy z urzędnikiem – zawsze lepiej, gdy może po prostu opowiedzieć o lokalnej drodze do sukcesu.

Martin Huć, „Kulisy Powiatu Kluczbork-Olesno”, woj. opolskie

belka

Trwa konkurs dziennikarski pod nazwą „To się dzieje. Fundusze Europejskie”. Jest on kierowany do wszystkich uczestników warsztatów organizowanych w ramach projektu „Fundusze Europejskie na jedynce prasy regionalnej i lokalnej”.

Tagi :

Aktualności, FE na Jedynkach

Udostępnij